W dobiegającym powoli sezonie starałem się regularnie łowić nad rzeką. Mimo galimatiasu związanego ze „skaczącym” poziomem wody odwiedzałem różne miejsca w nadziei na leszcze. Tym razem było podobnie. W zeszłym roku przy jednej z wiślanych ostróg leszcze zimowały. Liczyłem po cichu na grube łowienie.
Ranek nad dużą nizinną rzeką tylko dla najwytrwalszych.
Nad rzeką byłem jeszcze po ciemku. Może późnojesienny ranek nie należy do najprzyjemniejszych, ale kiedy tylko mogę staram się nie przegapiać świtu. Czasem właśnie o wschodzie ryby biorą najlepiej, nawet kiedy za oknem jeszcze szaro, buro i ponuro. Tym razem zaskoczyła mnie olbrzymia ilość oczkującej drobnicy. Woda dosłownie wrzała od drobnego, spławiającego się białorybu, w który raz po raz atakowały mniejsze i większe bolenie.
Łowienie na dwie wędki było w tym dniu męczące.
Już pierwsze rzuty przyniosły brania. Krąpie i liczne, małe certy, jaziki i kleniki dosłownie w każdym zarzucie obskubywały robaki, lub zasysały przynętę i lądowały na brzegu. W pewnym momencie uciążliwe stało się łowienie na dwie wędki. Każde wpadnięcie koszyka do wody zwiastowało natychmiastowe branie. Nie pomogło zwiększanie kalibru haka i przynęty. W pewnym momencie łowiłem już tylko na rosówki. Te jednak dość szybko się skończyły pożarte przez małe, żarłoczne klenie.
Mały klenik na pęczek czerwonych dżdżownic
Mała wskazówka dla tych, którzy mają problem z odróżnieniem klenia od jazia. Na zdjęciu powyżej jaź. Drobna łuska i wcięta płetwa odbytowa
A tutaj klenik. Łuska dużo większa. Płetwa odbytowa wypukła.
W takim samym dość błyskawicznym tempie ubywała zanęta. Liczyłem, że dwa kilogramy leszczowego Professa Turbo pozwolą mi połowić do godzin obiadowych. Koło godziny 12-stej towar skończył się całkowicie i nadeszła pora powrotu do domu.
Tym razem postawiłem na leszczowe, professowskie Turbo.
Do zanęty dodałem płatki i sporo mrożonej pinki i białych robaków.
Leszczyk nie za duży, ale wyłuskany wśród drobnicy.
Ta ryba to prawdziwa hydro-zagadka. Pysk typowo jaziowy, z małym otworem gębowym, płetwa odbytowa wklęsła jak u jazia. Płetwa ogonowa i łuska raczej boleniowa.
Podsumowując dzień napiszę, że ryby brały w strefie przy nurtowej w spokojniejszej wodzie. Zestawy uzbroiłem w koszyki 40 i 50 gramowe. Gramatury te były zupełnie wystarczające. Jeśli chodzi o ryby, w tym dniu rodzynkami okazały się trzy nieduże leszcze, boleniowo-jaziowa hybryda i spora świnka. Jeśli chodzi o różnorodność gatunków, złowiłem ich sporo. Były nieduże certy, klenie i jaziki. Trafiłem też kilka płotek, jelca, okonia, świnkę, leszczyki i ukleje. Mimo, że rozmiar ryb nie powalał, byłem całkowicie wyłowiony.
Wyniki
Bonusiki
Tekst i foto: Marcin Cieślak