Drugie zawody klubowe Moczykije to dla mnie kolejna okazja by sprawdzić się w method feeder. Klimat tych zawodów jest czysto towarzyski jednak, widać po każdym chęć nie tylko połowienia, ale przede wszystkim wygrania.
Rzut oka na pamiątkowe statuetki.
Sprawne losowanie przydzieliło mnie do skrajnego stanowiska nr 4, chyba najlepszego patrząc pod względem opcji wędkowania i szukania ryb. Jeśli te nie byłyby chętne do współpracy, miałem kilka wariantów do ich odnalezienia. Po mojej lewej stronie miałem prawie cały brzeg możliwości aż do 50 metra. Na wprost mnie, po przeciwnej stronie nie było zawodnika gdyż były tam ustawione urządzenia hydrotechniczne. Postanowiłem nie przechodzić dalej niż na 30 metr wędkowania. Po mojej prawej wylosował za to Marcin, który na pewno łatwo nie odda mi karpi ze swojego stanowiska. Zapowiadało się więc fajne łowienie.
Orzech tygrysi od Carpio sprawdził mi się na różnych wodach, także związkowych.
W porównaniu do poprzednich zawodów tutaj sami decydowaliśmy o tym jakiich zanęt i pelletów będziemy używać. Tu wybór był dla mnie prosty. Postawiłem na pellety Carpio, które w tym sezonie bardzo mi się sprawdziły i to nie tylko na wodach komercyjnych, ale również dzikich wodach związkowych. Ryby na tym zbiorniku dobrze reagują na mieszanki jasne, więc wybrałem pellet 4 mm o smaku orzecha tygrysiego oraz mieszankę zanętową tego samego aromatu. Dodatkowo na donęcanie przygotowałem zanętę „Belge” z dodatkiem mrożonych białych. Ten wariant chciałem wykorzystać w pierwszych trzech godzinach z podajnikiem typu pellet feeder, kiedy karpie jeszcze są ospałe po chłodnej nocy.
Towar już gotowy. Zaraz zaczynamy.
Na starcie zacząłem od łowienia metodą na 25 metrze i w międzyczasie regularnie z ręki podawałem mieszankę zanętową z robakami na odległości około 10 metrów. Początek zawodów był dość marny, przez pierwsze 30 min padły tylko dwie ryby na stanowiskach 1 i 2. U mnie widoczne były obcierki ryb, jednak nie mogłem trafić w odpowiednią przynętę na bagnecie. Po 40 minutach postanowiłem sprawdzić bliską linie, i tam w pierwszym rzucie zameldowałem od razu karpia. Za nim trafił się kolejny i kolejny. Praktycznie do końca pierwszej tury odławiałem regularnie ryby z tej linii na 8mm łososiowego waftersa na bagnecie. Jeśli miałem przerwę w braniach skakałem na dalszą linię, by po 10-15 min wrócić z powrotem na 10 metr.
Takie pełnołuskie odwiedzały mnie w pierwszej części zawodów.
W drugiej turze spodziewałem się podobnego łowienia, jednak coś w wodzie się pozmieniało. Ryby uciekły z narożnika i nie były zbyt chętne tam wrócić. Trzeba było odszukać miejsce gdzie karpie zgrupowały się. Ryby długo nie chciały ustawić się w polu nęcenia. Po około półtorej godziny drugiej tury miałem w siatce góra 5 ryb. Nie był to dla mnie wymarzony scenariusz. Postanowiłem poszukać karpików wzdłuż lewej linii brzegowej. Na 22 metrze znalazłem plac, w którym ryby momentami nie pozwalały na odłożenie wędki na feeder arma. Zacząłem odławiać rybę za rybą i szybko budować wagę. W ostatniej godzinie udało się wyciągnąć 14 ryb na czerwony, krylowy pellet 8 mm mocowany na gumce i odrobić straty z pierwszych dwóch godzin.
Wynik drugiej tury.
W ten sposób z wagą prawie 68 kilogramów wygrałem całe zawody.
Tekst: Piotr Leleniak
Foto: Marcin Cieślak