Tak jak pisałem poprzednio, sierpień poświęciłem na wędkarstwo z synem. Nie napinałem się na trudne łowiska, a poszukiwałem miejsc, gdzie dziecko nie będzie się nudzić, a i ryby będą większe niż dłoń. Z komercjami jest różnie, kto wędkuje na nich, ten wie, że czasem topowy zawodnik potrafi zejść na zero. Takie łowiska gdy mam zabrać 10 letniego wędkarza odpadają.
Ten zawodnik wygonił mnie z siedziska. Przyszło mi głownie stać z podbierakiem:)
Padło więc na niewielką komercję na której co prawda presja wędkarska jest ogromna, ale jednocześnie duża liczba ryb pozwala nie nudzić się młodemu, a mi nieco podszlifować technikę holu silnych ryb pod przyszłoroczny sezon zawodniczy z methodą. Wilk syty i owca cała.
Do wędkowania użyłem pelletów i miksów zrobionych z towaru Profess. Tym razem wziąłem kilka rodzajów, aby też pokazać synowi, zanęty, pellety i miksowanie tych składników w zależności od potrzeb. Był typowo owocowy towar z serii Ready, Truskawka i Banan czyli zanęta nawilżona i gotowa do wędkowania. Również z tej serii, tylko ciemna Kozieradka, kokos, miód. Oraz pellety ochotka i biały robak, oraz standardowe scopex i halibut. Szeroki wachlarz zanęt i przynęt miał być atrakcyjny dla ryb i … dziecka. Wiadomo im więcej kolorów i smaków tym lepiej. Gdybym jechał sam, to pewnie zabrał bym połowę tego;)
To moja pierwsza wizyta na tym łowisku, więc trzeba było mieć co mieszać i co wrzucać na bagnet. Nigdy nie wiadomo co pod koniec komercyjnego sezonu rybom podpasuje. Czy bardziej naturalnie, czy może coś z fluo? Leżące spokojnie na dnie pellety i kulki czy, waftersy kołyszące się przy dnie, lub wyskakujące niczym filip z konopi przynęty typu pop up.
Jak się później okazało najlepiej dawały radę przynęty „ruchome”w kolorze czerwonym i pomarańczowym, ale przetestowaliśmy różne.
Bardzo szybko okazało się, że w łowisku należy najpierw zlokalizować ryby. Pierwsze pół godziny w ustalone w ciemno miejsce dało jedynie jedno branie i kilka obcierek. Pomimo częstej pracy większych efektów nie było. Nie chciałem zawieźć syna. Ryby żerowały blisko środka akwenu, bo większość wędkarzy standardowo rzuca ile fabryka dała, obecność karpiarzy, również trzeba wziąć pod uwagę. Tam było dużo żarcia, tam były więc karpie. Po zlokalizowaniu ryb, było już kolorowo.
Syn coraz sprawniej holował karpiki i zaczynał czuć, kiedy należy pompować a kiedy popuścić. Pozycja i uchwyt jeszcze do poprawy, ale na to przyjdzie czas później. Ja głównie zająłem się podbieraniem zdobyczy.
Rybki tak jak już pisałem upodobały sobie przynęty wyraźne. Woda nie była szczególnie zmącona, ale zdecydowanie pracujące przynęty na bagnecie były skuteczniejsze niż np. zalegający w podajniku pellet.
Na macie kolejny karpik na Stiksy waftersa od Profess .
Czasem na haczyku zameldowała się silniejsza ryba. Syn zostawił ją mnie. Po kilku minutach emocjonującego holu na matę trafia wyścigowy pełnołuski. Ryba ma ok 3 kilo, ale długością nadrabiała wagę. Prawdziwy wariat na wędce.
Kolejne ryby rozkręcały się w łowisku. Najskuteczniejszym wkładem w podajnik okazał się miks, którego dopalaliśmy również grubszym pelletem, ale ściągnąć fajniejsze egzemplarze. Co ważne syn samodzielnie przygotowywał towar i umieszczał w nim przynętę. Sam sprawdzał miksy i sam w razie czego domaczał. Czasami przemoczył, ale towar był na tyle atrakcyjny dla ryb, że nie stanowiło to problemu. Brania tego dnia były atomowe. Udało się dołowić jeszcze kilka fajnych ryb. Trafił się jeszcze jeden niespełna 4 kilogramowy karp i sporo 1-2 kilogramówek.
Wędkowanie zakończyliśmy gdy Krzyś zrobił się głodny i fizycznie nie miał już siły mierzyć się z silnymi karpiami. Ja też byłem wyłowiony i szczęśliwy, że ryby dopisały, a synek zrobił kolejny krok w wędkarstwie. Były sportowe leszcze, które prawie nie stawiały oporu więc go szybko znudziły, były silniejsze liny, a teraz karpie, które dorosłemu też dają popalić!
To były udane wędkarsko wakacje! Teraz czas na poważniejsze wędkowanie:)
Tekst i foto: Tomek Sikorski
Foto: Krzyś Sikorski
na facebooku znajdziecie mnie klikając w link: Tomek Sikorski Wędkarstwo