Nie ma chyba wędkarzy, którzy nie lubią linów. Ryby te nie dość, że piękne jak nie najpiękniejsze, to jeszcze waleczne i silne a przy tym stosunkowo rzadkie. Kiedy dowiedziałem się, że ostatnio moi redakcyjni koledzy połowili ich dość licznie, pognałem co tchu na linowy poligon. A tym było ukryte, dzikie jeziorko w środku lasu. Wyobraźcie sobie nieduży zbiornik ukryty w głębi lasu, pełen zielonych linów. Zapowiadało się ciekawie.
Rankiem przywitała mnie taka oto parka.
Na moją przygodę zabrałem pellet ochotkowy i halibutowy oraz zanętę method mix o smaku wanilii od profess. Pellety sprawdziły się Tomkowi na poprzedniej wyprawie, więc postawiłem na pewniaka. Po przyjechaniu nad wodę wytypowałem stanowisko blisko przybrzeżnej roślinności i zacząłem łowienie. Nie nęciłem wstępnie wędką do nęcenia. Użyłem tylko podajnika do metody. Bałem się zasypać jednego miejsca towarem, ponieważ liny są na tyle ostrożne, że mogłoby to przynieść efekt odwrotny. Postawiłem na większą mobilność podajnika i posyłanie go w miejsca gdzie liny mogły się kręcić.
Dziś stawiam na bezpieczny, ochotkowy smak.
Ochotka z halibutem na próbę.
Weźmie czy nie weźmie.
Mały jazik to na pewno ciekawy przyłów.
Pierwsza godzina zleciała momentalnie a ja wlepiałem się w szczytówki hipnotyzując je wzrokiem. Niestety ryby nie wnęcały się w ogóle i wskazań nie było. Nawet o przysłowiowych obcierkach mogłem pomarzyć. Zmiany przynęt również nie pomagały. Po godzinie na wędce zadyndał w końcu mały jazik. Był to co prawda zaskakujący przyłów, ale linów jak nie było tak nie było, a to one miały stanowić przecież główny cel mojej wyprawy. Postanowiłem poszukać ryb w innej strefie wody. Skoro nie ma ich przy roślinnościach, muszą być na otwartej wodzie. Tak trochę na „czuja” zarzucałem zestawy, aby po kilku minutach je zwijać i szukać ryb w innym miejscu. W końcu je znalazłem! Pierwszego lina wyjąłem przy podwodnym zaczepie. Nie wiem co było zlokalizowane pod wodą, ale podwodna zawada kryła chyba wszystkie liny z jeziora. Trafienie podajnikiem przy przeszkodzie powodowało branie dosłownie po kilku minutach. Najwięcej ryb złowiłem na pellety hakowe o smaku orzecha tygrysiego, które zakładałem na włos na gumce. Co ważne nie miało znaczenia dla ryb, czy w podajniku jest czysty pellet czy sama zanęta. Ryby po prostu kręciły się w tym miejscu i zajadały się tym co im pod nos podałem.
Strefa otwartej wody. Gdzieś tutaj pływają liny.
Na tego pana czekałem.
Orzech tygrysi – linowa przynęta
To był wspaniały dzień, pełen słońca i wędkarskich emocji , no i linów oczywiście.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Pozdrowienia dla administracji i członków grupy Wędkarstwo Moje Hobby