Kolejne jesienne zawody spławikowe na flagowej błońskiej wodzie miały być sporą niewiadomą. Jesienne zarybienia już praktycznie za nami. Po płoci, przyszła pora na niewielkie karpiki. Takie zasilenie wody w młodziutkie cyprinusy, to strzał w 10-tkę. Niewymiarowe ryby nie powinny trafić na stoły, tylko w spokoju dotrwać do wiosny, dziczejąc nieco. Pytanie tylko, czy „świeże” ryby zaczęły już wędrówkę po akwenie i czy będą w ogóle brały. Sporo pytań, ale poniżej znajdziecie odpowiedzi:)
Wszyscy uczestnicy imprezy zastanawiali się gdzie wylosują stanowiska, bo w dużej mierze od tego każdy uzależniał taktykę. Głowiliśmy się czy będzie to sektor płociowy, gdzie wskazane jest delikatne łowienie i oszczędne nęcenie, czy może aby wygrać będzie trzeba łowić „kroczki”. Na te ostatnie z resztą największe szanse mieli mieć zawodnicy sektora A, bo to właśnie w topolowej zatoce karpiki przywitały się z Nową Babską! Tu trafili liderzy Błońskiego Grand Prix, którzy w tym sezonie zacięcie walczą o zwycięstwo w klasyfikacji rocznej.
Paweł Sobolewski, wylosował pierwsze stanowisko
Kuba Pamięta w trakcie przygotowań.
Ja temat Grand Prix Koła nr 9 w Błoniu w tym roku z braku czasu odpuściłem, a Puchar Prezesa to pierwsza impreza zaliczana do tego cyklu, w której startuję. Mogłem więc skoncentrować się na pojedynczym dobrym występie. Wylosowałem stanowisko na płytszej wodzie, pomiędzy pomostami. To dobre miejsce, bo jesienią ryby lubią złapać trochę ciepła przed zimą. Warunkiem jest to, że musi być słonecznie. Tego dnia póki co słońce było schowane za chmurami, a to nie wróżyło dobrego losowania. Drugą niewiadomą było to, czy ryba już rozeszła się po zbiorniku i także my na końcu zbiornika będziemy mogli powalczyć z karpikami, co prawda nie dużymi, ale na prawie płociowym zestawie to frajda! Oczywiście na tę okoliczność przygotowałem również odpowiednie gumy o grubości 0,9mm aby zbytnio się nie bawić. Czy będzie mi dane je wykorzystać? O tym poniżej.
Sygnał wolno łowić zabrzmiał o godzinie 9. Pierwsze minuty do łatwych nie należały. Delikatne antenki spławików umykały mi gdzieś na smaganej wiatrem tafli wody. Feederowe zawody rozgrywane dzień wcześniej dały się we znaki. Sześć godzin wpatrywania się w szczytówkę zrobiło swoje. Nie widziałem po prostu antenek! Na szczęście w pudełku z końcówkami do wagglerów zapodziało się kilka pogrubiaczy! Losując to miejsce założyłem płociową taktykę. Od początku zacząłem ją realizować, ale niestety nie sprawiało mi to radości. Z lewej strony bowiem, koledzy odławiali już karpiczki punktując mnie solidnie.
![]()
Marek Kwak i Bartek Natkański od początku dobrali się do karpików
To na szczęście dopiero początek zawodów, a skoro ryby doszły aż do sąsiadów powinny dojść i do mnie. Jeśli odpowiednio popracuję:) Tak pomyślałem i wziąłem się mocno do roboty. Non stop strzelałem z procy ziarnami konopi i pinką. Sypałem też zanętę z kubka. Na początku moje działania przyniosły kilka płotek z czego dwie były naprawdę piękne.
Trafił się też niebrzydki leszczyk. To jednak w porównaniu z karpikami nie dawało zawodniczej satysfakcji. Po około 30-40 minutach praca przyniosła jednak zamierzony efekt. Karpiki weszły! Teraz trzeba było jedynie sprawić aby zostały, ale tego już nie mogłem zmarnować. Podstawowy błąd podczas takiego wędkowania, to zajarać się połowem i zapomnieć o donęcaniu. Ryby są przyzwyczajone do tego, że cały czas sypie im się na głowę. Zaniechanie tego sprawia, że odchodzą. Zanęty miałem dość sporo, ponieważ na zawody rozgrywane dzień wcześniej umieszałem deko za dużo i aby zmieścić się w limicie musiałem połowę leszczowej mieszanki odsypać. Wiedziałem, że jeśli karpiki wejdą, zanęta z „lodówki” sprawdzi mi się idealnie:). Kolejny raz słodka leszczowa mieszanka zawodnicza od Tomka Iwanowskiego zubożała gliną i ziemią od Gliny Natura swoje zrobiła. Z resztą dawno nie wykorzystałem całej przygotowanej mieszanki podczas zawodów.
Kilogram leszczowej mieszanki w proporcjach 1:2 z jasną argilą i ziemią rozszedł się w mgnieniu oka.
Zdarzały się nawet takie maleństwa!
Do końca zawodów odławiałem ryby, czego nie można było powiedzieć już o moich sąsiadach. Utrzymanie ryb w łowisku był kluczowe. Dzięki temu miałem nadzieję, że udało mi się odrobić z nawiązką straty z początku zawodów. Wiemy doskonale jednak, że dopiero waga prawdę nam powie:)
Prawie 22 kilogramy ryb
Bartek Natkański i Marek Kwak uzyskali wyniki powyżej 10 kilogramów.
W środkowym sektorze także o zwycięstwie decydowały karpie, ale w zdecydowanie mniejszych ilościach. Tu wygrał Darek Jasiński, który kolejny raz rywalizował również w kategorii „Ojciec największego błońskiego talentu”!
Rewanż na Jacku Łapaczu udał się tym razem i to własnie Darek wygrał, zdecydowanie najweselszy sektor:)
Jacek Łapacz tym razem musiał uznać wyższość Darka Jasińskiego. Zabrakło pół kilograma. Do walki włączył się jeszcze Piotrek Krzyżak, (autor naszego medalisty Mistrzostw Świata.:), który przedzielił konkurentów.
Sektor A, w którym to właśnie karpie miały królować okazał się najbardziej „normalny” . Kuba Pamięta w swoim stylu złowił kilka karpików z matchówki, okrasił leszczami i wydawało się, że sięgnie pewnie po zwycięstwo.
Jego największy rywal, Paweł Sobolewski, łowił prawie same płocie i ciężko było sobie wyobrazić że wyprzedzi naszego Mistrza Koła 2017. A jednak! 70 gram więcej na wadze i to Paweł w pięknym stylu zwycięża w sektorze A. Wszytko stało się więc jasne.
Wyniki zawodów:
1. Tomasz Sikorski C1 21870 gr
2. Paweł Sobolewski A1 3860 gr
3. Dariusz Jasiński B1 3245 gr
4. Bartek Natkański C2 13210 gr
5. Jakub Pamięta A2 3790 gr
6. Piotr Krzyżak B2 3040 gr
7. Marek Kwak C3 11610 gr
8. Jacek Łapacz B3 2740 gr
9. Tomasz Niewiadomski A3 745 gr
10. Michał Kierzkowski C4 4300 gr
11. Jacek Piekut B4 280 gr
12. Stanisław Chamczyk A4 75 gr
13. Jacek Kardialik C5 2580 gr
14. Sylwester Teofilak C6 945 gr
15. Andrzej Łukasik A6 0 gr
17. Pamięta Artur B7 0 gr
17. Chojnacki Józef B7 0 gr
Jak zwykle impreza rozegrana w świetnej atmosferze. Humory dopisywały i tym, którzy połowili, co oczywiste, ale także tym którym wiodło się gorzej. Po zawodach nie zabrakło oczywiście także czegoś pysznego. Tym razem był to żurek od restauracji Jankaz z Błonia!
Wodom Cześć.
Tekst i foto Tomek Sikorski
foto: Jakub Pamięta i Marcin Góralczyk
P.S. Kto widział Prezesa?:D