To miał być ciepły dzionek. Rzeczywiście synoptycy tym razem nie nawalili. Było słonecznie, upalnie wręcz, a do tego niemal bezwietrznie. Idealne warunki do… piknikowej zasiadki.
Jako, że nie często mamy okazje wędkować we wspólnym gronie, postanowiliśmy wprowadzić nową tradycję. Otóż minimum raz w roku nasz zespół będzie spotykał się na jednym z pobliskich zbiorników, aby łowić i biwakować. Pamiętajmy, że nie zawsze ryby muszą być pierwszoplanowe! W rezultacie tych ostatnich wcale nie zabrakło, ale o tym za chwilę.
Moczykijowe spotkanie miało charakter integracyjny, dlatego wybaczcie, że nie doczytacie tutaj o długich holach i wędkarskich emocjach związanych z ogromnymi rybami. Dla nas liczyła się zabawa, rozmowa, wymiana doświadczeń. No może czasem Tomek za bardzo skupiał się na precyzyjnym łowieniu, ale szybko i skutecznie mu te zuchwalstwo wybijaliśmy z głowy. Czasem trzeba podwędzić koledze pellet tak, aby ten nie zorientował się, że na bocznym stoliku siedziska brakuje kuwety z jedzonkiem dla ryb. Mina kolegi bezcenna szczególnie, że omyłkowo zwinęliśmy nie ten pellet co trzeba:) Nasze miny – jeszcze lepsze:)
Gdy kolega patrzy w lewo, pellet sam wychodzi z kuwet 🙂
Czas leciał, a wędki pokazywały ruchami drgających szczytówek, że na końcu skubią jakieś ryby. Sprawcami zamieszania były karasie. W sumie złowiliśmy ich naprawdę sporo. W tym dniu smakował im pellet i mięsko w postaci białego robactwa i pinki. Ja do methody dawałem sprawdzony już przeze mnie na tym łowisku pellet z dzikiej jeżyny wraz z zanętą halibutową turbo groundbaits. Tomek szalał z kokosową słodyczą i scopexem.
Przyznam szczerze, że momentami ciężko było skupić się na wpatrywaniu w „drgającą”. Zapachy unoszące się z grilla sprawiły, że mój żołądek wysyłał sygnał do gałek ocznych, aby te więcej obserwowały ruszt niż szczytówkę feedera 🙂 Podobnie było u pozostałych. A jedzenie było pyszne, musicie wierzyć mi na słowo :). Nie ma nic lepszego niż karkówka i chrupiąca grillowana kiełbaska prosto znad wody.
„Rozpali czy nie rozpali ?” „Zaraz rozpalę tylko zdejmę nóżki od grilla”
To był naprawdę udany dzień. Była kupa śmiechu, pyszne jedzenie i doborowe towarzystwo. A byłbym zapomniał… były też ryby 🙂
Jedyny piknikowy karpik !
Już nie mogę się doczekać następnego pikniku z moczykijami. Na pewno zaprosimy nowych gości. Bankowo nie zabraknie relacji z tego spotkania.
I po co to łapią ? Jak potem wypuszczają …
Wodom cześć
Tekst : Marcin Cieślak
Foto: Aśka Starz, Paweł Cieślak