W niedzielę, 5 sierpnia razem z Tomkiem Sikorskim wybrałem się do Halinowa, aby po raz kolejny w tym roku zasmakować wyczynowego ”big game”. Nasze nastawienie do treningu było bardzo luźne i spontaniczne. Przygotowaliśmy minimum sprzętu i proste zanęty oraz przynęty.
Po dotarciu na łowisko o godzinie 6:00, wypakowaliśmy ”graty” i zabraliśmy się za ”spacer farmera”. Nauczony doświadczeniem wolałem nieco oddalić się od bramy wejściowej, aby uniknąć spacerowiczów i tłumów po bokach. Obłożenie stawu tego dnia było dość znaczne, jednak z perspektywy grobli nie odczuliśmy tego tak bardzo.
Ja rozłożyłem 3 topy z systemem pulla bung, z gumami 2,1 i 2,3 mm, zaś Tomek postawił na klasyczną pustą gumę 2,1mm z korkiem. Całość uzupełniliśmy zestawami od 0,2 do 1,0 grama na żyłkach 0,18 – 0,20 mm
Ja postanowiłem zminimalizować ilość zanęty i na wstępie wyjechałem tylko 2 kubeczki pelletu halibutowego i kukurydzy.Tomek postąpił bardzo podobnie, dodając nieco zanęty truskawkowej.
Pierwsze brania nastąpiły błyskawicznie. Choć pierwszego karpia spiąłem, to już po 5 minutach cieszyłem się z pierwszej ryby w siatce. Tomek na początku miał sporo pustych zacięć, jednak prawdopodobnie były to ryby ocierające się o żyłkę. Po kwadransie łowiliśmy już równo – praktycznie każde wstawienie kończyło się braniem i w większości przypadków rybą na kiju.
Odławialiśmy średnie karpie od 1 do 2,5 kilograma, w pełni korzystając z fantastycznej pogody. Ja na początku sporo ryb spinałem, na co moim zdaniem wpłynął nieco za mały haczyk i zbyt ”siłowe” stosowanie systemu pulla bung. Trzeba nabrać nieco doświadczenia i ”obłowienia” z tym patentem, bowiem sama długość holu jest naprawdę znakomita – ryby wyjmowałem w góra 60-70 sekund.
Tomek holował je nieco dłużej, ale jego skuteczność była w porównaniu do mnie po prostu znakomita. Warto wspomnieć, że dla Tomka była to jedna z pierwszych wypraw na karpie i muszę przyznać, że jak na początkującego radził sobie… wręcz mistrzowsko! Spinał bardzo mało ryb, a karpie holował sprawnie i z pomysłem. Oby tak dalej!
Tego dnia ewidentnie sprawdzało się donęcanie pelletem i kukurydzą. Ryby świetnie reagowały na wpadający im ”nad płetwy” pokarm i brały bardzo pewnie. Tomek na hak najczęściej zakładał kukurydzę i białego robaka, ja większość ryb złowiłem na pellet lub 2 ziarna kukurydzy. Efekty były bardzo podobne.
Niestety nie było nam dane złowić choćby jednego dużego karpia, jednak wypad i tak oceniamy jak bardzo udany. 43 kilogramy Tomka i 31 kilogramów u mnie dały mnóstwo satysfakcji… i nieźle nas zmęczyły. 5 godzin łowienia karpi było w pełni wystarczające. Jeszcze godzinka, a siatki Tomka chyba nie wyciągnęlibyśmy z wody (i tak przyszło nam to z wielkim trudem).
Pozostało nam zwinąć sprzęt, zrobić kilka pamiątkowych fotek i wrócić do domu (z małymi przygodami, ale co najważniejsze – szczęśliwie). Wyjazd oceniam jako bardzo udany – głównie ze względu na doskonałe towarzystwo, fajną, przyjacielską atmosferę i kilka tuzinów ryb, które tego dnia ”wjechały” do podbieraków.
Wyjazd na komercyjne karpie stanowi kapitalną odskocznię od dłubania drobnicy i pływania na uciągach… jednak, aby w pełni cieszyć się z imponujących odjazdów cyprinusów, warto zachować umiar i nie jeździć na komercję przy każdej okazji. Umiar, rozsądek i odpowiednie proporcje, są tutaj kluczem do sukcesu.
Tekst i foto : Damian Furmańczyk
Foto: Tomek Sikorski