ZAWODY

ODWIEDZAM ŁOWISKO – LESZCZE I COŚ JESZCZE!

Luty to bez wątpienia ciężki okres dla wędkarzy. Aura płata figla mieszając temperatury dodatnie z ujemnymi. Nawet jeśli w dzień jest na plusie, po mroźnej nocy na większości wód jest cienka warstwa lodu. W dniu mojego wędkowania jedynym niezamarzniętym zbiornikiem w okolicy był staw wędkarski w Piorunowie w miejscu o nazwie Łowisko. Bliżej o tym miejscu po kliknięciu tutaj. Jedno jest pewne, woda w sezonie darzy dużymi karpiami więc, aby tu łowić należy dokonać rezerwacji. Poza sezonem wędkarzy jest znacznie mniej, ale co najważniejsze łowisko jest czynne. Oznacza to, że wędkarze ceniący sobie więcej spokoju i ciszy mogą wędkować nawet w zimne i mniej uczęszczane miesiące. W wodzie jest dość spora populacja leszcza, w wielkości sportowej. Pływają też amury, karpie i jesiotry.

Nad wodą cisza i spokój

To właśnie leszczyki były celem mojej wyprawy. Zwyczajnie lubię je łowić. Często podczas wędkowania trafia się jakiś bonus w postaci ładnego karasia, karpia lub jesiotra. Liczyłem, że i tym razem do podwodnego stołu zajrzy jakaś większa ryba. Na moje wędkowanie przygotowałem miks betainowo – jesiotrowy od Professa. Dałem też Coco-Belge, które w zimne miesiące jest świetnym dodatkiem zanętowym. Na włos o tej porze obowiązkowo mikrusy. Duże przynęty są zbyt toporne na tutejsze leszcze. Cztero- lub sześciomilimetrowe waftesry to taki leszczowy standard.

Mikrusy skuteczne szczególnie zimą.

Miks na dzisiejsze wędkowanie. Zanęta jesiotrowa i halibutowa z dodatkiem betainy.

Kosz leszczy i leszczyków.

Pierwsze minuty były nie takie jakie sobie wyobrażałem. Ryby rozkręcały się powoli i bardzo mozolnie. Lodowata aura zamknęła im pyski i musiałem się nakombinować, żeby zacząć łowić leszcze regularnie. Na szczęście bremesy odpaliły w dobrą godzinę, więc mogłem dość szybko poprawić ilość ryb w siatce. Najlepszą przynętą okazał się jasnobrązowy i jaskrawo różowy wafters. Ten drugi wędrował na włos, gdy ryby całkowicie przestawały brać. Dawałem im impuls z „żarowiastego” koloru, co okazało się dość skuteczne. O dziwo nic nie złowiłem na białe i mleczne kolory. Pamiętam, że we wcześniejszych latach kolor ten bywał niezastąpiony. W pewnym momencie łowisko zamarło a potężne obcierki zwiastowały brania jesiotrów. Co prawda udało mi się skusić do brania tylko jednego „Jaśka”, ale taka ryba to i tak fajna wisienka na torcie podsumowująca moje wędkowanie. To był dobry dzień, a ja na pewno jeszcze przyjadę na tutejsze leszcze. Może trafi się coś jeszcze!

Jedyny bonus z tego dnia.

Wodom cześć.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress