Glinianki to zbiorniki trudne. Na typowych karpodromach grunt jest niemal wszędzie taki sam, a dno zazwyczaj twarde i równe. Dawne wyrobiska gliny mają dno zróżnicowane. Nie brakuje podwodnych muld, płytszych zatok i głębin z wodą osiągającą od kilku do kilkunastu metrów. Glinianka która była areną mojego wędkowania jest mała, ale dość głęboka bo w środkowej strefie grunt wynosi równe 4 metry.
Miejsce mojego wędkowania. Mała, ale głęboka glinianka.
Stanowisko gotowe.
Przyznam szczerze, że nie chciałem łowić ryb tam gdzie jest najgłębiej. Okolice linii brzegowej z wystającymi kępami traw oraz pojedynczymi pasemkami trzcin wydawały mi się bardziej atrakcyjne. Szczególnie, że wcale nie było tam płytko a gruntowanie pokazało dobre dwa metry wody. W takiej wodzie nawet pod samymi nogami można spodziewać się większej ryby. Dno zbiornika jest miejscami zamulone dlatego postawiłem na proste rozwiązanie zanętowe. O tym za moment.
Lekki 20 gramowy karmnik w zupełności wystarczy.
Fermentowana kukurydza to mój pewniak.
Z uwagi na to, że wybrałem do łowienia miejsce płytkie, sięgnąłem po lekki 20 gramowy podajnik. Pellet panierowałem na wierzchu zanętą dedykowaną do metody przykrywając całkowicie dumbellsa. Ten prosty ale skuteczny zabieg sprawiał że ryby z łatwością odnajdywały podawane przeze mnie przysmaki na dnie. Postawiłem na sprawdzone smaki. Do kuwet wsypałem 2 mm pellet o smaku sfermentowanej kukurydzy. Taki sam smak dumbellsa trafił na bagnet na włosie.
Łowisko zanęciłem wstępnie 3 podajnikami pelletu, ale w ten sposób że podajnik „zerwałem” zaraz po wpadnięciu do wody. Następnie podałem 3 podajniki z zanętą do methody. Tutaj pozwoliłem, aby zestaw opadł na dno i dopiero wtedy wyszarpałem karmnik. Zanęta miała zrobić dywan i małą chmurkę, a pellet powoli opadać na dywanik ze spożywki.
Zielony linek zameldował się jako pierwszy. Piękna ryba.
Jest i pierwszy karpik.
Ryby pojawiły się szybko, bo już po kwadransie. Pierwszy szczytówkę przygiął linek. Nie był to żaden okaz, ale zielone rybki zawsze cieszą moje oczy. Potem stołówkę opanowały karpie i karasie oraz nieduże leszczyki. Cieszyło mnie, że łowię równo a ryby mam ustawione w łowisku. Branie następowało między 4 a 6 minutą, a na dodatek czasem szczytówka wskazywała branie zaraz jak karmnik wpadł do wody i opadł na dno. Łowienie było przyjemne i dawało mi radochę. Lubię jak wszystko gra nad wodą a moje założenia sprawdzają się w stu procentach.
Stoper przy takim łowieniu jest raczej obowiązkowy.
Kilka mniejszych ryb.
oraz nieco lepszy karpik.
Wędkowanie zakończyłem koło południa z 23 rybami na koncie. Wodę odwiedzę jeszcze nie raz i spróbuję wyselekcjonować karpie spośród średniego białorybu. Zapoluję również na większe okazy, których tu nie brakuje. Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak