Lato to bez wątpienia czas rzecznych leszczy. W teorii ryby powinny przebywać w okolicy głębszych wsteczniaków. Bywają jednak takie dni, że wsteczniak, który z reguły jest „bankówką” bywa pusty. Wyjątek co prawda potwierdza regułę, ale trafiając taki dzień warto wiedzieć kilka rzeczy, aby nie zejść z wody na przysłowiowe zero. Na wstępie zaznaczę, że moje przemyślenia dotyczą dużych mazowieckich rzek nizinnych Wisły i Narwi a nie Odry, która jest po prostu inna.
Zalana, duża ostroga od strony napływu. Ta ostroga mierzy dobre 120 metrów!
Co zatem oprócz wsteczniaka? Okolice długich ostróg. We wcześniejszych latach kiedy miałem dużo mniejsze doświadczenie niemal zawsze polowałem na leszcze od strony zapływu. Wydawało mi się wtedy, że na końcu warkocza albo w rynnie za warkoczem muszą stać leszcze. Owszem bywało, że nie wracałem z wody o kiju, ale o regularnym łowieniu ryb można było zapomnieć. Z biegiem czasu przeniosłem się na napływ. Początki były trudne bo przed główką nanosy rzeki dawały niemal zawsze olbrzymią ilość zaczepów. Dlatego właśnie ostroga musi być długa. Zauważyłem, że krótkie np. kilku czy kilkunastometrowe główki niemal zawsze od strony napływu usłane są zaczepami. Krótkie ostrogi dotknięte silnym rzecznym nurtem bardzo często występują na zakrętach dużych rzek. Długie ostrogi występują raczej na prostkach. Te ostrogi będą pewniejsze. Siła nurtu często nie jest w tym miejscu aż tak olbrzymia jak na zakrętach, a po drugie ostrogi na prostkach są zazwyczaj którymiś z rzędu więc silny uciąg ma po drodze gdzie wyhamować. Spokojna woda jest oczywiście lubiana przez leszcze. Paradoksalnie przed napływem początek swój bierze także nurt wsteczny. To właśnie ta płań jest miejscem, które warto znać i sprawdzać czy są tam leszcze. A uwierzcie mi że są. Leszcze w takich miejscach odławiam często przy nieco wyższej wodzie, gdzie ostrogi są jeszcze zalane a ryby niechętnie wchodzą w zazwyczaj dużo płytsze wsteczniaki. Warto więc śledzić poziom wody w rzece i próbować ją „czytać”.
Leszczyk nieduży, ale pewny!
Nieco lepsza ryba!
Polując na rzeczne leszcze sięgam po słodkie zanęty od Profess
W takich miejscach kluczem do sukcesu jest obfite nęcenie wstępne. Glina rzeczna, bentonit i dużo mrożonego robactwa to obowiązkowe menu leszczy.
Zanętę przewidzianą do koszyczka często dodatkowo dopalam słodkimi pysznościami.
Drugą bardzo lubianą miejscówką są rynny przybrzeżne. Bardzo często występują one tam gdzie po prostu ostróg nie ma. Znajdziecie je przy dzikich burtach lub przy rzecznych, kamienistych opaskach. Miejsca te najlepiej odwiedzać latem. Dobrze natleniona woda i duża ilość pokarmu trzyma ryby. Minusem takich miejsc jest jednak duża ilość ryby drobnej a także różnorodność gatunkowa. Niestety bywa, że małe ryby są na tyle dokuczliwe, że tylko przynęta w rozmiarze XL jest w stanie je wyeliminować i to nie zawsze. Warto jednak w takich miejscach być upartym i czekać na dużego leszcza. Może będą trafiać się rzadziej, ale „opaskowy” leszcz jest zazwyczaj słusznych rozmiarów. Niestety przy słabym żerowaniu dużych ryb, czasem tylko mała przynęta da rybę. Jeśli nie chcecie łowić drobnicy, w takie dni lepiej opaski odpuścić i spróbować sił w okolicy burt.
Burta i biegnąca wzdłuż rynna to bardzo dobre miejsce!
Opaska nie raz potwierdziła swoją skuteczność. Niestety takie miejsca lubią też mniejsze ryby.
Opaskowy leszcz – duża, gruba ryba!
Tym razem dominacja drobnicy okraszona jednym przyzwoitym leszczem
Pamiętajcie, że opisane przeze mnie miejsca są alternatywą dla nurtu wstecznego. Będę to powtarzał jak mantrę, że to właśnie nurt wsteczny jest najpewniejszy. Wiślane leszcze łowiłem we wsteczniaku cały rok zarówno latem jak i zimą. Kluczem było znalezienie odpowiedniej kilkumetrowej głębokości. Co ciekawe dominującymi rybami były właśnie „łopaty”. Przyłowami były oczywiście krąpie, sapy czy certy ale największy plon niemal zawsze stanowiły leszcze.
Tekst i foto: Marcin Cieślak