Odkąd zajrzałem nad odrzańskie brzegi, staram się odwiedzać tą magiczną rzekę kiedy tylko nadarza się okazja. Droga w kierunku Wrocławia jest świetna i przyjemna. Trasą szybkiego ruchu dojeżdżam nad brzegi tej cudnej rzeki w nieco ponad 3 godziny. Jeśli ktoś wątpi, albo jeszcze waha się czy warto niech zerknie na nasze odrzańskie wpisy. Zapewniam z tego miejsca, że warto.
Rzut oka na moją miejscówkę.
Podczas poprzedniej wizyty dominującymi gatunkami były jazie. Co prawda po cichu liczyłem na brzany, ale nie pogardzę grubym jaziem lub kleniem jeśli ten zamelduje się na brzegu. Jeśli chodzi o mieszkankę do kotła powędrowała glina rzeczna i wiążąca oraz typowe zanęty leszczowe. Użyłem zanęt, które poprzednio nie zawiodły. Skoro coś działa nie warto tego zmieniać. Uważam, że głównym i podstawowym składnikiem jest oczywiście duża ilość robactwa. Podstawą mieszanki miała być sklejona tęga glina z dużą ilością mięsa, a zanęta miała być jej uzupełnieniem.
Szczypta robaków za moment trafi do koszyczka.
Leszczowe zanęty od Profess poprzednio działały doskonale. Jak będzie tym razem niedługo się przekonamy…
Podobnie jak poprzednio do wody posłałem na start 10 wałeczków gliny. Odległość jaką obrałem wynosiła równo 35 metrów. Na odcinku rzeki, w którym łowię ta odległość wydaje mi się najbardziej uniwersalna. Taktyka była prosta. Nęcę stołówkę wałeczkami gliny z dużą ilością martwych robaków, a do koszyczka wędruję czysta spożywka, którą w razie potrzeby będę modyfikować podczas łowienia.
Jaź w rozmiarze XL. Piękna ryba.
Płoteczka nie duża ale cieszy
Odrzański leszczyk. Łowiłem tutaj dużo większe łopaty…
Tak też było! Kiedy ryby brały chimerycznie zmieniałem przynęty i dokładałem im robaków do podajnika. Gdy zawitały w stołówce, ograniczałem robaki, aby zbyt szybko ich nie sycić. Kilka godzin zmagań nad Odrą dało mi sporą ilość brań i oczywiście ryb. Tym razem najwięcej było płotek i jazi. W pewnych momentach płotki przechwytywały przynętę i brały nawet z opadu. Obfite i częste donęcanie skupiło w końcu jazie, które brały bardzo regularnie. Nie zabrakło także leszczy, ale były to raczej przyłowy i w dodatku niedużych rozmiarów. Do siatki podbieraka trafiło także kilka kleni. Mimo, że brzany nie udało się złowić to był wspaniały, pełen wędkarskich przygód dzień.
Kleń to kolejny przyłów.
Następną wyprawę nad Odrę planuję późną wiosną. Na pewno przeczytacie o jej szczegółach już wkrótce.
Tekst i foto: Marcin Cieślak