ZAWODY

ODRA POD KONIEC SEZONU

Bluźnią odrzańscy wędkarze, którzy narzekają na swoją rzekę. Oj gdybym miał taki raj pod nosem, chyba nigdzie indziej bym nie wędkował. Niedaleko domu mam mazowiecką Wisłę i Narew, ale obie z powodu olbrzymiej presji, również tej rybackiej nie dają pewnych choćby krąpi. Powodem tego stanu rzeczy jest także brak pogłebiania koryta, co stopniowo zapiaszcza obie rzeki. Nad moimi rzekami sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i jeśli znajdę jakieś ciekawe miejsca, które pozwolą łowić ryby, za rok są często zapiaszczone i płytkie. Odra jest inna, pełna głęboczków i kamieni. Kto raz zawita nad jej brzegami będzie wracać na pewno.

Tak wygląda moje stanowisko w wędkarskim raju!

W tym roku kilka odrzańskich planów pokrzyżowało zatrucie, ale uwierzcie mi, postawię tu odważną tezę, Odra nadal ma się dobrze! Słuchy niosły, że oprócz pięknych leszczy, szczytówki feederów przyginają także piękne, często wręcz medalowe jazie. Nie mogłem tego nie sprawdzić. Nad wodą byłem już o świcie. Na odcinku występują liczne mini ostrogi. Wybrałem więc losową „główkę” i zacząłem przygotowywać rybom śniadanie.

Dziś stawiam na typowe leszczowe smaki od Profess

Melasa jest zawsze obowiązkowa. Na fotce melasa w wersji czekoladowej.

Wałeczki do nęcenia już gotowe! Jak widać pełne mięska i kukurydzy.

Podstawą odrzańskiego nęcenia jest glina z dużą ilością mięsa. Litr mrożonych lub topionych białych robaków wcale nie jest przesadą. Latem bardzo skutecznie nęciliśmy z jeszcze większą ilością robactwa. Tym razem do kotłów trafiła glina rzeczna i wiążąca, którą podkleiłem bentonitem. Do mieszanki trafiły także mrożone robaki i kukurydza konserwowa. Dziesięć wałeczków powędrowało dokładnie na 35 metr na start. Do wędkowania przygotowałem dwa kilogramy zmelasowanej zanęty leszczowej od Profess.

Taki leszcz w silnym nurcie potrafi już porządnie pograć na hamulcu.

Uciąg w tym dniu był bardzo silny. Pewnie kotwiczył dopiero 120 gramowy karmnik z kolcami. Przy tak olbrzymich przeciążeniach sprzęt musi być mocny i pewny. Nad Odrę zabrałem dwa kije 3,6 metra które uzbroiłem w szczytówki 3,5 oz. Pozwoliło mi to łowić dość komfortowo, choć początkowo problemem były liście i patyki, które niosła woda. Często ten rodzaj nanosów przyczepiał się do koszyka lub oblepiał przynętę. Na szczęście były też momenty, kiedy woda niosła mniej syfu. Regularne podawanie wałeczków trzymało w stołówce ryby.

Kilka mniejszych leszczy…

Pierwszy na haku wylądował ponad 3 kilogramowy leszcz. Wyjęcie takiego kloca z silnego uciągu daje już sporo frajdy. Potem jednak do podwodnej stołówki przypłynęły jazie. Piękne odrzańskie kluchy brały regularnie na pęczek białych robaków barwionych na żółto i czerwono. Miedzy jaziami na haku meldowały się także mniejsze leszcze. Takie wyprawy pamięta się długo. Jesienna Odra dała mi grubego leszcza, kilka mniejszych leszczy i jazi, niemal z marszu, bez wcześniejszego kilkudniowego nęcenia. Nad moimi mazowieckimi rzekami nie mam takich atrakcji.

Nagrody za trudy wyprawy. Piękne jazie!

Pod koniec roku udało się jeszcze raz wybrać nad Odrę. O tym przeczytacie w kolejnej relacji.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress