Warszawska Wisła późną jesienią nie jest przewidywalna. Delikatne wahania poziomu i temperatury wody znacząco wpływają na nasz końcowy wynik. Połową sukcesu jest odnalezienie miejsc gdzie ryba powoli grupuje się na przezimowanie. Pozostaje jeszcze pytanie co podać do wody i w jakiej ilości by zmierzyć się z dużymi rybami. Na pewno wielkim plusem łowienia o tej porze jest brak drobnej ryby w postaci wygłodniałych krąpi, których w cieplejszych okresach jest „na bogato” praktycznie na każdym warszawskim odcinku.
Świt nad warszawską Wisłą.
Jeśli chodzi o samą charakterystykę łowiska. to była to napływowa część główki o głębokości około 2 metrów z uciągiem, gdzie 80 gramowy koszyk stabilnie trzymał się dna. Tego dnia postanowiłem spróbować czegoś nowego jeśli chodzi o zanęty postawiłem na zanęty Carpio i Marlin w rozmiarze XXL, w kolorze brązu i czerwieni. Wiedziałem że taki zabieg może być ryzykowny, jednak chciałem zweryfikować czy kolor ma znaczenie. Obowiązkowym dodatkiem były mrożone białe robaki w różnych kolorach i legendarne płatki owsiane.
Tym razem do kotła wsypałem grube zanęty płociowo-leszczowe.
Z zanęty odsiałem grubsze frakcje i nawilżyłem dzień wcześniej, więc zaoszczędziłem kilka dobrych minut na łowisku. Jest to dość istotne przy krótkich późno jesiennych zasiadkach, gdzie mam zaplanowane 3-4 godziny wędkowania.
Zanęta i mięsna wkładka.
Początek łowienia to w zasadzie budowanie łowiska. Co 5 min przerzucam zestawy by na dnie zalegała coraz to większa ilość zanęty z dodatkami. Wiadomo że część towaru zawsze zostanie wypłukana przez prąd rzeki, jednak część towaru zawsze zostanie w dennych nierównościach i zagłębieniach. Na pierwsze branie musiałem poczekać około dwóch godzin. Początkowo w łowisku pojawiły się leszcze i to dość fajnych już rozmiarów. 3 sztuki złowiłem dosłownie w 30 min, po czym znów nastała cisza. Postanowiłem dodać bardzo dużą ilość mrożonego robaka w łowisko i zmniejszyłem gramaturę koszyków do 50 gram. To było strzałem w dziesiątkę! Moje łowisko opanowały klenie. Zestaw z lżejszym koszykiem był lekko przesuwany przez nurt rzeki co prowokowało „grube kluchy” do brania. Udało mi się wyciągnąć cztery sztuki 42,46,47,48 cm w godzinę. Były też ryby, które walkę wygrały lub nie zostały wcięte w tempo.
Kilka moich kleni w tym największy 48 cm.
Po kleniowym szale udało mi się złowić jeszcze jednego leszcze i z wynikiem 4 leszcze 4 klenie zakończyłem wędkowanie. Ryby po sesji zostały wypuszczone.
Mój wynik
Tekst i foto: Piotr Leleniak