ZAWODY

PRZYJEMNY POWRÓT DO TYCZKI

Pandemia, zajawka feederowa i trochę lenistwa, to te trzy rzeczy które sprawiły, że tyczka stała grzecznie w garażu. Spławikowe wędkarstwo sportowe zawiesiłem na kołku. Dużo sprzętu i masa przygotowań wybiła mi z głowy na długo ten typ wędkarstwa. Przyszedł jednak czas, że zapragnąłem widoku wyjeżdżającego amortyzatora. Koledzy z zaprzyjaźnionego koła PZW nr 18 w Pruszkowie, zaprosili na zawody spławikowe. Tylko czy zawody, bez żadnego treningu, to dobry pomysł na takie powroty? Jakoś daliśmy radę:)

Akwen, na którym rozgrywaliśmy zawody jest mi dość dobrze znany. Staw miejski w centrum Pruszkowa, zmienił się jednak jego charakter. Kiedyś na przyzwoity wynik ok 4 kilogramów trzeba było złowić ok. 200 płotek, których waga oscylowała w okolicach 15-2o gr. Teraz dużo się zmieniło. Ryb jest zdecydowanie mniej, ale rozmiarowo zdecydowanie lepiej. Zmiana pozytywna. Z tego też powodu już nie łowi się szybkościowo krótkim batem, a precyzyjnie tyczką.

Sprawdzony towar na dzisiejsze zawody.

Do wiader trafiła waniliowa zanęta Profess Optima. W sumie ukręciłem 1,2 kilograma aromatycznej mieszanki o aromacie wanilii, czyli typowo już letni smak. Białoryb to lubi:) Spodziewałem się, że rybki będą fajnie gryzły, a ja sobie połowie całkiem nieźle.  Pomimo tego, że zawody typowo towarzyskie, to na przygotowanie było wystarczająco dużo czasu, aby wszystko ogarnąć. Dla kogoś, kto wyszedł z wprawy to zbawienie. Sami wiecie;)

Zanętę wymieszałem z ziemią i gliną w proporcji 3 części gliny i 1 część zanęty. Glinę stanowiła głównie ziemia bełchatowska z domieszką double leam w proporcji 3/1. Wyszedł towarek nie za ciężki i nie za lekki. Idealny moim zdaniem na płytkie łowisko z lekko zamulonym dnem. Double jednocześnie dał gwarancję, że prąd wody wytwarzany przez fontanne napowietrzającą zbiornik,  nie wymyje towaru w pół godziny.

Robaki: To co kluczowe to oczywiście mięsko. Tym razem do mieszanki dodałem 300 gram mrożonego jokersa, odrobinę ochotki haczykowej oraz 200 ml mrożonej pinki. Na haczyk zakładałem od 1-3 ochotek, gdy weszły krąpie odławaiałem je na 1-2 żywe  pinki, a pod koniec zawodów, gdy było już dość ciepło i ryba pobierała mniej chętnie, wróciłem do 1-2 ochotek.

 

Na wstępne nęcenie podałem 6 kul z ręki.

Pozostałą część zanęty domoczyłem porządnie i zmieszałem w stosunku 1;2 z gliną double leam. Ciężki towar z grubym robakiem wynęciłem z procy pod matchówkę, którą chciałem sprawdzać raz na godzinę. Celem były duże leszcze i karpiki, czyli bonusy. Część tej zanęty w postaci trzech małych kulek wielkości ofrzecha włoskiego trafiło też do kubeczka do precyzyjnego podania.

 

Zestawy: Po gruntowaniu okazało się, że na 11, 5 i 9 metrach mam taki sam grunt ok 1,5 metra. Zdecydowałem się na skrócenie dystansu, również przez słabą widoczność antenek. Przygotowałem więc 2 topy z zestawami na spławikach 0,5 grama z przyponami 0,08-0,10 o długości 20-25 cm.  Jeden z obciążeniem do opadu, a drugi standard. Trzeci top ze spławikiem 1 gr,  gdyby w łowisku pojawiły się bonusy i trzeba by było przytrzymać zestaw.  Przypon 0,12 o długości 50 cm.

Ryby wnęciły sie niemal odrazu. Początkowo miałem problemy z widzeniem antenki. Zwisające nad głowami wierzby płaczące, choć bardzo piękne i dające cień, to malowały tak ” pstrokaty” obraz na wodzie, że żadna antenka praktycznie nie dawała dobrej widoczności.  Czerwone i czarne były do kitu, a jedynie względnie widocznych żółtych antenek miałem jak na lekarstwo. W drugiej godzinie już wpadłem w swój rytm i do siatki trafiały płocie i krąpie. Obok, łowił Piotrek Leleniak, który miał w prawdzie lekkie przestoje, ale wyholował  też ok kilogramowego leszcza i z pewnością był w czubie. Ja przestojów praktycznie nie miałem, po za jednym, spowodowanym wejściem bonusa.

Ostatnia faza holu karpia na delikatnym płociowym zestawie.

Niestety jak mawiają nie zawsze jest dzień dziecka. Karp będąc juz przy podbieraku wykonał ostatni odjazd i poszedł w siną dal. Zostawiając mnie z klasycznym k….a na ustach. Nie dla mnie dziś był ten bonus. Prawdopodobnie zbyt szybko zrolowałem rybę do topu. Błąd techniczny wynikający z braku obłowienia. Na szczęście ryby wróciły w łowisko po donęceniu z kubeczka i do końca budowałem wagę. Na pocieszenie, gdy po donęceniu kubkiem dałem łowisku pod tyczką chwilę odpocząć z matcha udało mi się wyholować niewielkiego, ale pięknego lina.  Zielony prosiaczek osłodził mi nieco stratę karpia.

Po 4 godzinach rywalizacji waga pokazała równe 4000 gramów, co okazało się niezłym,  bo 3 wynikiem zawodów. Pierwsza tyczka od dłuższego czasu i pudło:) Powrót do tyczki należy uznać za udany. Pierwsza godzina spisana na straty z powodu niewidoczności antenki i zacinaniu „na czuja” zadecydowała, że wynik nie był lepszy.

Kosz fajnych sportowych rybek:)

Pierwsza trojka zawodow . Od lewej Łukasz Kowalczyk(2), Piotr Leleniak(1), Tomek Sikorski(3), Prezes Koła PZW nr 18 w Pruszkowie Wojtek Kamiński

Z pewnością częściej będę sięgał po tyczkę, bo wyjeżdżający ze szczytówki amortyzator i adrenalinka temu towarzysząca, to jest to co w tyczce lubię najbardziej. Dobrze mieć odmianę od mocnych przygięć szczytówki:) W tej chwili planuje powtorzyć lowienie i sprawdzić, czy dobry wynik nie był dziełem przypadku;) Kolegom z Koła nr 18 dziękuję za zaproszenie. Jak zwykle było bardzo miło.

Tekst i Foto: Tomasz Sikorski

W razie pytań: na facebooku znajdziecie mnie klikając w link: Tomek Sikorski Wędkarstwo

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress