Nocne zawody par w feederze klasycznym, to coś co mnie i Piotrka Leleniaka znęciło natychmiast. Decyzję o starcie podjeliśmy w kilka sekund pomimo konieczności wypadu na Śląsk. Zalew Ostrowy nad Okszą wydawał się fajnym łowiskiem. Obaj lubimy wędkować na zalewach, więc nie przestraszyliśmy się nieznajomości łowiska. Jedziemy w ciemno. Dla przyjemności, przygody i nowych doświadczeń. Zrobiliśmy oczywiście mały research w internecie i zasięgnęliśmy języka u organizatorów.
Po przyjeździe na miejsce byliśmy oczarowani łowiskiem. Piękny Zalew ukazał nam się już z przygotowanymi stanowiskami. Choć do zawodów było jeszcze kilka godzin. Co zwróciło naszą uwagę odrazu, to czystość. Znaleźć papierek, czy butelkę, to prawdziwy wyczyn. Gratulujemy kolegom, opiekunom łowiska i organizatorom zawodów!
Zaczynamy przygotowania
Taktyka była prosta. Zabraliśmy ze sobą 7 kilogramów zanęty Stynka od Tomka Iwanowskiego. Mamy do niej pełne zaufanie. Mieszanka bazy zawodniczej i leszcza zawodniczego sprawdza się w każdych warunkach.
Zaraz wkrętarka idzie w ruch;)
Do tego ziemia i double leam, aby towar pod leszcza zalegał na dnie i opierał sie podwodnym prądom, które przeważnie występują na takich łowiskach. Nocą pewnie zdecydowanie mniej, ale na wszelki wypadek warto podać ciężej, bo leszcze to lubią.
Po losowaniu okazało się, że ja trafiłem do sektora B, a Piotrek A. Nie mieliśmy daleko. Nasze stanowiska były zlokalizowane po obu stronach plaży. Patrząc na losowanie z punktu widzenia typowo zawodniczego, to nie było dla nas specjalnie dobre, bo obaj byliśmy w samym środku rywalizacji, czyli na wewnętrzych krańcach swoich sektorów.
Wędki gotowe. Krótki winner x – lite na 27 metr, a x- cast na 40.
Zawody rozpoczęły się o 19. Nęciliśmy 3 linie, jednak ta najbliższa bardzo szybko odpadła. Były tam jedynie jazgarze. Byliśmy w stałym kontakcie. Pierwsza normalna ryba trafiła mi się po 20 minutach, była to przyzwoita płoć. Potem z 27 metra złowiłem ponad kilogramowego japońca i to tam zasiedziałem się najdłużej.
Piotrek przez pierwsze 3 godziny miał kilka jazgarzy, ale pewny swej taktyki trwał na 40 metrze. Wiedział, że w końcu odpali. Słońce zaszło, a my mieliśmy nadzieję, że leszcze wyjdą na żer.
Tak też się stało. Dostałem informację, że coś się ruszyło i udało się koledze z teamu odłowić pierwsze „normalne” ryby. Piotr szedł jak burza. Leszcze wkręciły się w łowisko i udało się je utrzymać dość długo. U mnie deko słabiej ale też doławiam.
Nocna łopata w podbieraku.
Boki po obu stronach dużo słabiej, więc jestem dobrej myśli, ale reszty sektora nie widzę. Po zmianie koszyczka na większy i podawaniu częściej większej ilości żarcia ryby reagują lepiej. Niestety wyszedł u mnie brak obłowienia. To pierwsze zawody w sezonie i w ogóle wiosnę poświęciłem na wędkowanie methodą. Trochę urwanych przyponów, bo łowiłem zbyt cienko sprawiła, że traciłem ryby i czas. Aż w końcu:
PRZYGODA: W końcu zaciąłem coś bardzo dużego!!! Lekkie branie na 27 metrze i na 3 metrowym kiju Winnera X- lite czuję piękny ciężar. Noc ciemna jak diabli i nie wiem co dodaje mi tyle adrenaliny. W końcu po mocnym odjeździe ryba podeszła do powierzchni i pojawił się wielki młyn na tafli. Zapalam latarkę czołową i widzę jedynie srebrny podłużny kształt. Odjazd od podbieraka każe mi sądzić, że na wędce mam pięknego amura, który da nam dużo punktów. Adrenalina rośnie jeszcze bardziej. Jak dobrze, że zmieniłem przypony z 0,10 na 0,12 i większe haki. Czuje się pewnie. Kij pracuje idealnie niemal po rękojeść. Wchodzę lekko do wody z podbierakiem, bo przy brzegu płytko i nie chcę urwać ryby o jakieś podwodne badyle. Gdy ryba się wykłada czar pryska! Moim oczom ukazuje się piękny sandacz, na oko ok. 5 kilogramów! Co z tego gdy nic mi on nie daje. Ryba w okresie ochronnym. Do podbieraka mieści się jedynie łeb. stoje w wodzie, wypinam delikatnie sandacza i wołam sąsiada, żeby mi chociaż zrobił fotę jak wypuszczam zdobycz. Niestety sandacz odzyskał wigor, napiął mięśnie i wyskoczył z płytkiej jak na niego czaszy podbieraka. Sąsiad poświecił po wodzie i powiedział jedynie „PIĘKNA RYBA’. Przez następne 15 minut starałem się dojść do siebie i wrócić do zdobywania punktów.
Ostatecznie coś tam do końca nocy dołowiłem, a nad ranem specjalnie nic się już nie działo. Trochę krąpi i jazgarzy. Na krańcach sektorów wiem, że połowili jednak bardzo dobrze. Mój wynik oceniałem na 8-9 kilo, wieć nieźle, ale w porównaniu z liderami to średnio. U Piotrka lepiej. Bo na oko oceniał swój wynik na ponad 20 kilo. Obaj się przeliczyliśmy, waga u mnie pokazała niespełna 7 kilogramów, a u Piotrka przekroczyła 15 kilo!
Okazało się, że połowiliśmy nieźle. Debiut na zalewie Ostrowy wypadł dobrze. Zdobyliśmy 4 miejsce na 26 teamów z wagą ponad 22 kilogramów. Niestety z racji tego, że ociągaliśmy się ze zwijaniem i chcieliśmy też zrobić fotki z rybami, spóźniliśmy się na dekorację. Organizacja bardzo dobra, atmosfera też, więc jeśli tylko będzie możliwość pojawimy się ponownie:) Poznaliśmy też trochę pozytywnie zakręconych ludzi. Do zobaczenia.
Tekst i foto : Tomek Sikorski
foto :Piotrek Leleniak