ZAWODY

RZECZNE LESZCZE – TRAFIĆ W MOMENT

Wędkowanie na dużej rzece jest niczym balansowanie ciałem chcąc utrzymać się na desce surfingowej i nie wpaść pod wodę gdzie czają się już rekiny. Może trochę przesadzam, ale wstrzelić się pomiędzy tarło leszczy, a wielką wodę było niezmiernie w tym roku trudno. Dodać do tego rzęsiste opady i nieprzejezdne dojazdy do najlepszych miejscówek nad Wisłą, to macie obraz tego, że  fajnych, rzecznych leszczy połowiłem  raptem dwa razy.

MIEJSCÓWKA – Zawsze szukam miejscówki gdzie nie muszę rzucać ile fabryka dała. Jeśli znajdę taką, gdzie do rynny dorzucę średnią kulą wielkości pomarańczy, wtedy tak zostaje. Dla mnie to najelpsze miejsce, a możliwość dorzucenia ciężkimi kulami z gliną, zanęta i robactwem jest na rzece sporym handicapem.  Jeśli znamy już miejscówkę i wiemy jak łowić to specjalnej filozofii w tym wszystkim nie będzie. Powtórzę jedynie to co pisałem już kiedyś, że szkoła łowienia grubych leszczy na rzece jest taka żeby ryby dostały odpowiednią ilość pokarmu. Wtedy można złowić ich kilka nie przez cały dzień, a w dużo krótszym czasie.

Rzeczne łowienie wymaga dużej ilości podanego żarcia. Wtedy najlepiej sprawdzają się ekonomiczne mieszanki

TOWAR – Aby ukręcić kilka porządnych kul i jednocześnie mieć towaru do koszyczka na 3-5 godzin, musimy do wiadra wsypać 8 kilo gliny i ok 3-4 kilo zanęty. Dzięki temu będzie można stworzyć ok 6-8 solidnych kul na wstępne nęcenie, 2 kule zostawić na donęcenie gdzieś po 2 godzinach wędkowania, a resztę zostawić do koszyczka. Połowę z tego doklejam bentonitem. Daje ok 4/4 kilograma. Jeśli chodzi o zanętę, to preferuję słodkie, aromatyczne mieszanki od firmy Profess. Ekonomiczny towar w zupełności wystarczy. Ryba w nurcie, to nie „francuski piesek”.  Całość domaczam wodą z dużą ilością melasy. Wszystko musi być słodkie.

Warto wspomnieć, że łowię dość ciężko. Zanętę mieszam z bardzo tęgą gliną.  Pozyskuję ją we własnym zakresie. Dopiero jeśli nie mam czasu, to stosuje kupne. Gliny potrzeba dość dużo, więc kilka paczek to już spory wydatek.

Tęgi towar na tęgie rzeczne leszcze.

PRZYNĘTY – Jedna z ważniejszych rzeczy przy tego typu wędkowaniu, to robaki. Grube, barwione białe, żywe i mrożone, cięte gnojaki itp to podstawa. Ja używam przeważnie mrożonych, które po rozmnożeniu przechowujemy przez całe wędkowanie w wodzie. Dzięki temu nie flaczeją, są sprężyste i nadają się do koszyczka, ale i na haczyk.

Dobrze zrobione mrożone robaki wyglądają jak żywe.

Warto zwrócić uwagę na kolory i często je zmieniać. Miałem już takie dni, że leszcze chętniej zasysały pęczek żółtych robaków zdecydowanie lepiej niż białych, czy czerwonych. Prócz robaków warto mieć  też kukurydzę,  czyli coś co zalegnie na dnie i będzie stanowiło o atrakcyjności tego miejsca dla głodnych ryb.

SPRZĘT – Wędki, to mocne feedery o długości minimum 3,60 do 3,90 metra. Bardzo ważne na dużych uciągach jest odpowiednie dobranie szczytówki do warunków nad wodą. Część wędkarzy dobiera zbyt delikatne szczytówki, aby dostrzegać nawet delikatne brania. Tymczasem, leszcze w uciągach delikatnie nie biorą i każde tego typy branie to potężne łupnięcie. Co złego w zbyt delikatnej szczytówce. Jest mało stabilna, cały czas pracuje w nurcie tworząc fałszywe brania i ostatecznie bardzo często powoduje niedocięcie ryby. Nawet brań iście atomowych. Żyłka powinna być dość gruba 0.20-0,23. Tu niestety im grubsza tym stawia większy opór w wodzie. Metrowy przypon z żyłki 0,16  zakończony haczykiem n 10-12 nie będzie przesadą. Nie używam na rzekach ani skrętki ani feeder gumy. Po pierwsze nic mi się nie plącze, a po drugie feeder guma, tak samo jak miękka szczytówka jest powodem niedocięcia ryby i spinek.

TAKTYKA – Ta jest prosta. Rzucamy 5-6 kul w rynnę i zarzucamy koszyczki. W zależności od nurtu, używam podajników o wadze  od 50 do 100 gramów. Zestaw na majowego, czy letniego leszcza nie powinien stać więcej niż 5-7 minut. Musi się dziać. Wędkarz i  towar musi cały czas pracować. Pierwsze brania pojawiają się przeważnie w ciągu godziny.

Już przyzwoity leszczyk na początek

Gdy zbudujemy sobie łowisko, leszcze znajdą nas prędzej czy później. Gdy rozdziewiczacie miejscówkę, to nie przejmujcie się pojedynczymi niepowodzeniami. Leszcze lubią wpływać w konkretne miejsca o pewnych godzinach. To trzeba metodą prób i błędów sprawdzić, o której lubią podjeść na waszej stołówce.

Co ciekawe w miejscu, które odkryłem, nie trafia się drobnica.

Aby połowić dorodnych ryb na dużej nizinnej rzece, nie trzeba nad nią spędzać dni i nocy. Trzeba dobrze odrobić prace domową i poznać moment, w którym leszcze żerują na tej długości rzeki. To oczywiście czasem się zmienia…ale taka już jest rzeka.

Efekt kilku godzin nad wodą.

Tekst i foto: Tomek Sikorski

W razie pytań: na facebooku znajdziecie mnie klikając w link: Tomek Sikorski Wędkarstwo

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress