ZAWODY

METHODA I KARASIE SREBRZYSTE

Na początku sezonu obiecywałem sobie częstsze wojaże nad wodę z wędkami spławikowymi. Wszystko jednak jak zwykle weryfikuje praca i ilość wolnego czasu. Wspominałem, że przypadkowo odkryłem wspaniałe łowisko ukryte w środku lasu, dzikie i pełne ryb. Akwen jest bardzo płytki, Myślę, że miejscami ma raptem metr wody i to przy lekko podwyższonym jej stanie. Najlepiej w łowisku łowi się methodą. Ryby ze zbiornika nie lubią subtelności. Podwodny stół musi być syto zastawiony, inaczej brań będzie mało albo wcale, Jako, że jakiś czas mnie tu nie było, postanowiłem sprawdzić, co w wodzie piszczy.

Nad wodą zjawiłem się zaraz po świcie. Sprawnie rozłożyłem sprzęt i zacząłem przygotowania pelletu i zanęty. Tym razem postawiłem na wersję ready o smaku kraba japońskiego od Profess. Pellet rybny sprawdził mi się już na tym łowisku, więc byłem spokojny. Zanętę do method mixu lekko nawilżyłem, przetarłem i dałem jej odpocząć. Bardzo lubię zanętę z betainą. Uważni czytelnicy na pewno zdążyli zauważyć, że towar z betainą dość często gości w moich podajnikach. Jeśli chodzi o przynęty postawiłem na „cukierki” w postaci waftersów, dumbellsów i małych kulek pop up. Podczas poprzednich wypraw, ryby nie chciały pobierać przynęty z dna, dlatego tym razem wolałem nie kombinować i postawić na sprawdzone rozwiązania.

Zanęta  z betainą na dzisiejsze wędkowanie…

oraz pellet.

Żółte waftersy lubią tutejsze ryby.

Halibut z czosnkiem w wersji dumbells soft.

Method mix z betainą w podajniku.

Na początku zaklipowałem dwie odległości w okolicy trzcinowisk, w których spodziewałem się ryb. Przypuszczenia okazały się trafne. W zanęconym miejscu ryb było na tyle dużo, że momentami uciążliwe stało się łowienia na dwie wędki. A już na pewno najprzyjemniejszym nie było podbieranie ryby podbierakiem, w którym pływa jeszcze nie odhaczona druga ryba. Na szczęście żaden zestaw nawet na chwilę nie uległ splątaniu. Karasie wnęciły się bardzo szybko a ja regularnie mniej więcej co 10-15 minut mogłem je odławiać. Kilka sztuk było na pewno przyzwoitych a ich masa na pewno przekroczyła kilogram. Dawno nie łowiłem prawie 40 cm „japońców”. W łowisku zaplątało się także kilka linów.

Prawie 40 cm japoniec.

Dwa karasie w podbieraku. Na szczęście obyło się bez splątań.

Ten karaś srebrzysty wybrał żółtego „cukierka”.

Kolejna piękna ryba.

Śliczna, zdrowa ryba tym razem na kuleczkę pop up.

Dzień zakończyłem z kilkunastoma karasiami i kilkoma linami na koncie. Rankiem ryby w ogóle nie odchodziły od trzcinowisk, ale z biegiem czasu, kiedy słonko było wysoko i paliło mocno, karasie przesuwały się do otwartej strefy wody. W pewnym momencie punkty przy trzcinach zrobiły się zwyczajnie puste, a dopiero odklipowanie zestawu i posłanie go na otwartą wodę przynosiło solidnego karasia. Przyznam szczerze, że to bardzo ciekawe spostrzeżenie. Zazwyczaj spodziewałbym się, że ryby z biegiem czasu, chcąc schronić się przed słońcem będą uciekać w trzciny. Za jakiś czas sprawdzę czy był to przypadek czy może karasie z mojego łowiska mają takie, bądź co bądź dziwne upodobania.

Linowy akcent.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress