ZAWODY

„BIJ MISTRZA” WĘDKARSKI POJEDYNEK Z ADAMEM NIEMCEM

Pojedynek z mistrzem chodził za nami już od jakiegoś czasu. Nawał obowiązków rodzinnych a czasem zwyczajnie fatalna pogoda lub czynnik losowy gdzieś tam zawsze przesuwały nasze spotkanie. W końcu jednak się udało. Nasza potyczka mimo że w formie „bez napinki” nosiła znamiona rywalizacji i miała proste reguły. Mistrz siada w środku a ja z Tomkiem siadamy po bokach i staramy się skutecznie „unieruchomić” naszego gościa.

Na nasz pierwszy pojedynek zaprosiliśmy personę, której chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Adam Niemiec to przecież mistrz świata , mistrz Polski, wielokrotny reprezentant kraju a później trener kadry, obecnie teamowicz związany z firmą Preston Innovation. Prywatnie znamy się z Adamem kilka lat. Jeśli ktoś głowi się jaki jest mistrz, odpowiem wprost – postać to nietuzinkowa, jeden z nielicznych, który mimo olbrzymiego, pełnego sukcesów dorobku nie obrósł w piórka. Jest on po prostu normalny. Jeśli chodzi o naszą rywalizację Adam wybrał łowisko i metodę łowienia a nam nie pozostało nic innego jak spróbować dotrzymać mu kroku. Areną naszych zmagań miała być dość wymagająca woda – łowisko Rusiec. Tomek nigdy tu nie łowił. Ja byłem bodajże trzeci raz. Wiedzieliśmy, że woda bywa kapryśna a wieści z sieci weryfikowały nasze przypuszczenia, że w łowisku są miejsca lepsze i niestety tak zwane studnie, z których zwyczajnie ciężko coś wyłuskać.

Tomek niestety trafił do zupełnie bezrybnej strefy.

Stanowiska wytypowaliśmy raczej losowo, sadzając mistrza we wspomnianym środku. O taktyce Adama napiszę za moment. My z Tomkiem plan na łowienie mieliśmy prosty. Tomek obiera dwie linie i nęci jedną z nich stale, a ja szukam ryb na zestawie bez klipa. Obaj postawiliśmy na karpie omijając karasie czy inny zamieszkujący zbiornik białoryb. Na moje zestawy powędrowały dumbellsy i softy wielkości od 8 do 12 mm. Tomek kombinował podobnie. Jeśli chodzi o przynęty i zanęty to mieliśmy chyba wszystko, pellet ciemny, jasny, rybny i słodki. To samo tyczyło zanęt od method mixu. Liczyliśmy, że któryś z nas wstrzeli się ze smakiem , kolorem lub przynętą i mistrz po prostu polegnie.

Adam postawił na method mix i stonowany pellet od Sonubaits. Przynęty, które dominowały w jego arsenale to zdecydowanie waftesry. Nasz gość postanowił łowić na dwóch liniach, a w przypadku braku brań przez dłuższy czas, odklipować zestaw i szukać ryb dalej. Przez całe wędkowanie nęcił pierwszą odległość pelletem i kukurydzą. Co ważne podajnik z pelletem lądował tylko na drugiej odległości. Na pierwszą linię z kolei wędrowała tak zwana „bombka”. Z opowieści Adama usłyszeliśmy, ze takie łowienie bywa momentami bardzo skuteczne.

Podajnik i bombka. Co dziś okaże się skuteczniejsze?

Tak wyglądają  podajniki Adama.

Jeśli chodzi o nasz pojedynek wędkowanie było bardzo ale to bardzo…. nudne. Ryby zwyczajnie zaczęły kaprysić. Adam co prawda bardzo szybko wyjął trzy karasie srebrzyste, ale potem nastała długa i błoga cisza i to we wszystkich stanowiskach. Kombinowanie z pelletem, skakanie podajnikiem, szukanie ryb bliżej i dalej kończyło się fiaskiem. O powód tego stanu rzeczy podejrzewaliśmy padający niemalże bez ustanku przez tydzień deszcz, który wyziębił wodę doszczętnie. Termometr wskazał na 3 stopnie. W tak lodowatej wodzie złowienie karpia było po prostu niezwykle trudne. Moje kombinowanie przyniosło efekt dopiero po czterech godzinach. Karp wziął na białego pływającego dumbellsa o smaku raka. Co ciekawe przynęta wisiała na długim 15 cm przyponie nad dnem. Ryba zapięta była pewnie i po sprawnym holu trafiła na matę. W tym momencie mistrz był na łopatkach. Brań nie było nadal u nikogo, a ja „przyfarciłem” około 4 kilogramowego karpia. I kiedy wydawało się, że pojedynek będzie wygrany mistrz pokazał klasę. Bladoróżowy wafters z drugiej linii sprowokował potężne branie a po jakimś czasie na matę wyjechał karp , którego oceniliśmy na około 7 kilogramów. Można powiedzieć, że mistrz pokazał gdzie nasze miejsce w szeregu i postawił kropkę nad i. Na koniec wędkowania spięliśmy jeszcze po rybie, ale ogólnie nic więcej się nie działo. Woda mimo, że bardzo rybna pokazała swoje przysłowiowe pazurki.

Tomek walczy o choćby muśnięcie szczytówki.

Tomka, bardzo precyzyjna taktyka na obu liniach nie przyniosła niestety efektu. Napracował się i mocno próbując znęcić  ryby w  stale nęcone miejsca. Bliska linia na 28 metrze, prócz podajnikiem była cały czas również atakowana z procy pelletem i kukurydzą. Druga, to 64 metr którą Tomek ustawił widząc tam poranne spławy ryb. Niestety ta taktyka nie przyniosła efektów. Ryby nie reagowały  na zmianę przynęt i sposobu ich prezentacji, oraz różne rodzaje zanęty w podajniku. Niestety miejsce okazało się jałowe, choć walczył do końca.

Pierwsze branie.

i sympatyczny karaś w podbieraku.

Ten japończyk pochodzi chyba od piranii. Podobieństwo raczej duże.

Karpik już całkiem przyjemny.

Tak stawia się kropkę nad i.

Pełnołuska nagroda za cierpliwość.

Do następnego razu…

Podsumowując rywalizację warto dodać, że naszych zdobyczy nie ważyliśmy a potyczka przebiegła w czysto koleżeńskiej atmosferze. Pogadaliśmy i pośmialiśmy się i na pewno odpoczęliśmy nad wodą. Adam zdradził nam także kilka swoich tajników i trików co na pewno w przyszłości zaowocuje. Ryby niestety nie dopisały, ale nie one były najważniejsze. Z tego miejsca dziękujemy także za spotkanie no i za pyszny chmielowy trunek…, który umilił nam wędkowanie. Mistrz się obronił, ale liczymy po cichu na jakiś rewanż. Może tym razem na naszej, bardziej znanej nam wodzie. Wkrótce zaprosimy też do „bitki” kolejnych mistrzów. Będzie się działo!

Na koniec wspólna fota.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

Foto: Tomek Sikorski

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress