ZAWODY

ZIMNE LESZCZE Z ŚRODKOWEJ WISŁY

Łowienie leszczy w dużej, nizinnej rzece jest mniej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. Nawet zimą duża woda potrafi obdarzyć pięknymi rybami. Część wskazówek, np. Te dotyczące wyboru miejsc czy nęcenia przedstawiłem niedawno w małym poradniku o leszczach. Ci, którzy materiał przeoczyli mogą do niego wrócić klikając TUTAJ.

Mazowiecka Wisła

Miejsce w jakim zapolowałem na rzeczne łopaty była „klatka” między ostrogami ze spokojną, ale dobrze natlenioną wodą. Grunt w łowisku wynosił około 2 metry. Zauważyłem, że w głębszych dołach np 4 czy 6 metrowych, które de facto również często występują przy ostrogach lub rzecznych przykosach częściej gromadzi się drobnica z przewagą krąpia, drobniutkiego leszczyka i sapy. W pozostałych znanych mi zimowiskach np. starorzeczach lub rzecznych odnogach, również przeważa teraz rybostan co najwyżej średni. Tym razem przygotowałem się na złowienie mniejszej ilości ryb, ale za to chciałem łowić ryby słusznych rozmiarów. Klatka, w której łowiłem jest dość specyficzna ponieważ w zasięgu rzutów miałem także główny nurt. To właśnie na pograniczu nurtu i spokojnej wody postanowiłem położyć zestawy i czekać na branie.

Ołowiane niebo. Typowa, leszczowa pogoda.

A brań w dniu mojego wędkowania było bardzo dużo. Pojedyncze przygięcia, szarpnięcia przypominające obcierki o żyłkę niemal co chwilę zajmowały moją uwagę. Można powiedzieć, że rzeczny feeder w moim wykonaniu przypominał bardzo sportowe wędkowanie na czuja z ręką na kiju! Tylko jedno branie odnotowałem jako pewne, gdzie ryba śmiało przygięła szczytówkę wędki. Reszta brań była zwyczajnie mocno wyczuta i zacięta w tempo. Podejrzewam, że wędkarze z mniejszym doświadczeniem mogliby mieć problem z zauważeniem i reakcją na takie „pstryki”. Tymczasem każde pojedyncze szarpnięcie należało kwitować zacięciem. Na końcu zestawu czuć było wtedy przyjemny, pulsujący ciężar, chyba, że ryba dostała małym haczykiem po pysku i było pudło. Na hak zakładałem 3-4 ochotki lub pinkę okraszoną dwiema ochotkami.

Co ważne pierwsza godzina nie zapowiadała, że w ogóle uda się coś złowić. Dużo dało wstępne nęcenie polegające na „zakulowaniu” łowiska mocnymi gałami gliny z zanętą i robactwem. Podana w ten sposób zanęta sprowadziła leszcze i otworzyła wodę. Ponieważ towar był dość solidnie doklejony ryby zostały przy kulach a ja mogłem je cierpliwie odławiać.

Wydawać by się mogło, że zimą potrzebna jest finezja w nęceniu i ostrożne podejście do tematu. Na wielu łowiskach na pewno tak, ale nie na dużej, nizinnej rzece. Jeśli chodzi o mieszankę: leszczową zanętę Turbo od Profess dosłodziłem melasą, wymieszałem z obowiązkowym pieczywkiem fluo oraz dodałem odrobinę ochotkowego boostera. Mięsna wkładka składała się z 250 gram mrożonego dżokersa i 50 ml martwej, mrożonej pinki.

Dziś leszczowe Turbo oraz booster o smaku ochotki.

Leszczowe pyszności

Wędkowanie zakończyłem równo w południe. Wynik to 10 ładnych, grubych, rzecznych leszczy. Po szybkiej sesji ryby wróciły do wody.

Wodom cześć!

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress