Zgodnie z planem, który sobie założyłem. Tydzień po pierwszej odsłonie mojego małego challange’u pojawiłem sie na Kanale Żerańskim w Aleksandrowie by sprawdzić drugi wariant nęcenia. Tym razem wędkowałem zgodnie z założeniem, tym samym towarem, sprzętem i mniej więcej w miejscu, w którym łowiłem wcześniej. Jedyna różnica, to taka, że towar był ciężki, mocno przemoczony. Reszta bez zmian.
Do boju;))
Jak wspomniałem w poprzednim artykule, który możecie sobie przypomnieć pod linkiem, należy na to wszystko spoglądać z rozwagą, bo czynników różnicujących te dwa dni nad wodą, a niezależnych ode mnie jest sporo. Tak było i tym razem, bo niestety w nocy dość mocno przymroziło. Na tyle, że zastanawiałem się, czy rankiem na łowisku nie zastanę jakiejś cienkiej pokrywy lodowej. Jednak wcześniej było sporo ciepłych (jak na grudzień) i słonecznych dni, więc chwilowy przymrozek nie przeszkodził w realizacji planów.
Głównym daniem tego dnia byla identyczna zanęta, którą zastosowałem podczas pierwszego sprawdzianu.
Zanęta posiada sporo drobnego pieczywka fluo w różnych kolorach. Idealna na łowiska, gdzie ryby są i lubią takie dodatkowe kąski:)
Tak jak poprzednio moją mieszankę złożyłem z 3 prostych składników. Zanęta firmy Profess plus glina i ziemia bełchatowska stanowiła całość podstawy mojej mieszanki. Oczywiście mieszanka wzbogacona robakami dokładnie w tym samym zestawieniu co tydzień temu, czyli jokers, ochotka, białe topione i kaster. Do całości tak jak w przpadku poprzedniego wypadu dodaje gotowanych konopii. W poprzednim artykule zapomniałem o tym wspomnieć, ale często to powtarzam, że bez gotowanych konopii praktycznie się nie ruszam na białoryb. W ostatnim czasie zmieniłem nico sposób przygotowywania tych ziaren. Dzięki czemu otwierają się ładniej;) Bedzie o tym w jednym z najbliższych miesięczników Wiadomości Wędkarskie przy okazji mojego artykułu o płociach. Za czas jakiś opiszę szczegółowo również na www.moczykije.net
To wszystko miało zagwarantować bogato zastawiony stół. Tym razem po dociążeniu, przemoczeniu i doklejeniu towaru powinny pojawić się nieco większe rybki. Takie było założenie.W ramach wstępnego nęcenia tak jak poprzednio podałem 8 dużych koszyków gliny ziemi i zanęty. Stosunek obijętościowy gliny do zanęty wynosił również 2:1. Wszystko natomiast było wręcz przemoczone, cięzkie i klejące. Istny ulepek. Nawet towar do donęcania nie miał prawa wydusić z siebie żadnej smugi.
Po rozpoczęciu łowienia dało się odczuć zdecydowaną różnicę, bo brań praktycznie nie było. Przemoczony i ciężki towar zalegający na dnie z pewnością nie nęcił wszędobylskiego drobiazgu. Z racji tego, że wędkowałem sam bałem się poprostu równiez tego, że ten mały eksperyment polegnie z powodu nocnych przymrozków. Że ryby w ogóle nie bedą żerować, wszak zdażały się podczas tegorocznych zawodów na tym łowisku, sektory w których wygrywało 2 kilo, a część wędkarzy miała w łowisku niemal same jazgarze.
W końcu jest ryba:)
Po 20 minutach jednak coś się ruszyło i szczytówkę przygiał delikatnie pierwszy leszczyk. Czyżby tyle wystarczyło, aby łowić zupełnie inne ryby? Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni i trzeba czekać na rozwój akcji. Zawodniczych rozmiarów leszczyki pływają tu niewielkimi stadkami, co potwierdziło kilka brań i przestoje które miałem. Oczywiście gdy wszystko się ruszyło w łowisku pojawiły się też mniejsze ryby. Płotki i krąpie, gdy ustawały brania średniaków meldowały się na haku. Było ich jednak znacznie mniej. Po pewnym czasie kolejne stado wchodziło w łowisko i znów lekki przestój. Tak to trwało podczas pierwszych 3,5 godzin treningu. Potem brania ustały i leszcze do końca juz nie wróciły.
Sprzęt: na mój sprzęt składały się tym razem trzy wędziska. Dwa uzbrojone w plecionkę. Pierwsza wędka, Winner X- Lite feeder 3.00, szczytówka 0, 5 uncji, przypon 70 cm z żyłki 0,10 mm zakończony haczykiem nr 18. Drugi kij to Flagmann Sherman pro, szczytówka również 0,5 uncji, przypon 1,00m i trzecia, która miała dublować pierwszy lub drugi wariant. Zbudowany dokładnie tak samo. Bez względu na długość przyponu zawsze stosowałem hak nr 18 . W obu wariantach do adaptera dopinałem koszyczki 15 gr.
Przez cały czas donęcałem cieżką i przemoczoną mieszanką. Do tego stopnia, że gdy branie następowało dość szybko po zarzuceniu, to wraz z rybą wyciągałem koszyk nie do końca opóżniony. Prawdziwą atrakcją tego treningu był całkiem ładny karaś srebrzysty. Swoją drogą gdy na początku grudnia startowałem w zawodach na tym łowisku, również złowiłem podobnego japońca. Pięknie walczył.
Oczywiście bardziej miarodajne będą treningi w większej grupie, ale ten mały chellenge potwierdził tezę, że sposób przygotowania mieszanki jest kluczowy i zdecydowanie ważniejszy jeśli chodzi o poławiane ryby, niż to co napisane jest na opakowaniach zanęt.
Większe rybki ułożone na koszu.
Na palcach jednej ręki można policzyć wędkowania, podczas których stosowałem na tego typu łowisku ciezką przemoczoną mieszankę. Niektórzy nazywają ją „glutami” bo tak z resztą wygląda. Jeszcze nie tak dawno był popukał się w czoło, że tak można wędkować na kanałach czy zalewach. okazuje się jednak , że jest to dobra metoda do wyselekcjonowania średnich ryb z gąszczu drobnicy. Sezon 2020 z pewnością da wielu okazji do przetestowania tego ciężko-mokrego wariantu.
tekst i foto:
Tomek Sikorski