ZAWODY

SZYBKA PRZEPŁYWANKA Z WIŚLANEJ OPASKI

           Łowienie tyczką w dużej, nizinnej rzece sprawia mi ogromną frajdę. Podejście do łowienia zestawem skróconym w Narwi i Wiśle wymaga użycia zupełnie różnych zestawów i przygotowania zupełnie innych wariantów zanętowych.   Jest to związane z charakterem dużej rzeki. Dzika Narew kojarzy mi się z ciężkim i szybkim pływaniem, zazwyczaj powyżej 15 gram. Płytka Wisła z kolei wymaga użycia lekkich kilku gramowych zestawów a czasami do obłowienia rynny wystarczy zestaw z listkiem dosłownie gramowym. Tym razem było inaczej, ale o tym za moment.

Wisła w pełnej krasie.

Zaraz zaczynamy.

Wybierając miejsce na opasce, wybrałem strefę z dobrze natlenioną wodą. W taki skwar czułem, że ryby „wpasują się”  tam gdzie płynie mocno i jest oczywiście nadal spora głębokość. Usiadłem jakieś 20 metrów przed małą ostrogą. Wybór miejsca był świadomy i związany z obserwacją dna. Chciałem, aby dno było względnie czyste. Spacer z wędką i przyczepionym na końcu tyczki gruntomierzem wskazał fajne wypłycenie z prawej strony mojego stanowiska. Takie miejsca z reguły są dobre dlatego, że zanęta zostaje zatrzymana a wraz z nią zostają też ryby.

Grunt na 11 metrze tyczki wynosił około 2 metry, ale uciąg jak na Wisłę był bardzo duży. Zestaw z 12 gramowym spławikiem służył do szybkiej przepływanki! Z takimi warunkami na Wiśle nie spotykam się często. Na topy powędrowały więc zestawy 12 i 18 gramowy. W zanadrzu miałem także top z lekkim 7 gramowym spławikiem, na wypadek gdyby ryby wybrały expresowy spływ przynęty.

Zanęty od Meusa na dziś. Rzeka i Leszcz.

 

Zanęty posiadają micro pellet i wymagają dokładnego namoczenia.

Sklejone kule na wstępne nęcenie.

Odpowiedni wybór przynęt to na rzece norma.

Jeśli chodzi o zanętę, tym razem do kotła trafiły 3 paczki zanęty od Meusa z serii groundbait. Leszczowe zanęty mają sporą ilość micro pelletu, co uznałem za dodatkowy atut. Rzeczne ryby lubią grubsze frakcje. Namoczyłem je starannie melasą, wymieszałem z płatkami leszczowymi i gliną. Na 3 paczki zanęty dałem równo 8 kilogramów gliny rzecznej. Całość dokleiłem klejem mineralnym i dodałem mięsną wkładkę w postaci 100 ml pinki i 250 ml mrożonego białego robaka. Na wstępne nęcenie do wody wrzuciłem 10 dużych kul.

Łowimy.

Pierwszy leszczyk.

Wisła w tym dniu darzyła.

Jest i certa.

Pierwszy wstaw przyniósł rybę. Dokładnie przez pierwsze 30 minut każde przepłynięcie zestawem kończyło się złowieniem krąpia lub małego leszczyka. Po około pół godzinie miałem pierwszego grubego leszcza, który ruszył w poprzek nurtu i wypiął się z malutkiego haczyka. Kokon śluzu na przyponie nie pozostawiał wątpliwości. Ryba była na pewno spora. Drugi leszcz poprawił po kolejnych dziesięciu minutach. Tym razem popełniłem błąd tuż przed podebraniem i zbyt szybko chciałem aby ryba wylądowała w czaszy podbieraka. Dwie spięte spore ryby wcale mnie nie podłamały, ponieważ w łowisku cały czas coś się działo. Na dodatek zacząłem łowić wymiarowe certy. Waleczność tych ryb jest niesamowita, a zmaganie się  z nimi w tak dużym uciągu to niesamowita frajda. I kiedy tak czas leciał, a ja zmęczony odławianiem białorybu i grzejącym słoneczkiem powoli myślałem o zakończeniu łowienia zaciąłem znowu grubszego zwierza. Tym razem ryba chyba dobrze się nie wcięła, bo zgubiłem ją po drodze podczas rolowania tyczki. Wiślane leszcze dały mi dziś w kość, ale ilość ryb zrekompensowała bonusowe braki.

Wyniki.

 

Ostatnie fotki i zaraz rybki wrócą do wody.

Wodom cześć.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress