Nieraz zdarzyło się Wam pewnie, że coś w ostatniej chwili zostało odwołane, nagle dostaliście od losu dwie lub trzy godzinki wolnego aby powędkować. Gdyby tylko mieć coś pod ręką, co nada się do łowienia bez przygotowania, to z pewnością ten czas spędzilibyście nad wodą. Specjalnie dla „nieczasowych” wymyślono tzw. gotowce.
Na komercji wystarczy skromny ekwipunek spakowany w jedną torbę, wędki, podbierak zanęta i trochę pelletu.
Opinie o gotowych do łowienia zanętach są bardzo różne. Często skrajne. Warto jednak sprawdzać samemu, bo często, to co nie sprawdza się w jednym miejscu, może sprawdzić się gdzieś indziej. Najważniejsze jest z resztą samo przygotowanie. Dlatego za każdym razem zanim coś spiszecie na straty, to sprawdźcie u siebie.
Wspomniany wcześniej mój „legendarny” już brak czasu sprawia, że często muszę obejść się smakiem jeśli okazuje się, że na solidne przygotowanie do wędkowania brakuje mi czasu. Przyzwyczajenie wyczynowe sprawia, że bez względu na to czy są to zawody, czy prywatne wędkowanie lubię być przygotowany. Nie mam czasu ani chęci odwalać fuszerki, prowizorki i później mieć sobie coś do zarzucenia. Gdy na 100 % się nie da, to czy mam zostać w domu?! Niekoniecznie!
Wiosną ruszyłem na krótkie wypady z nowym typem gotowych do użycia zanęt od firmy Profess. Staram się ostatnio przekazywać w testach wnioski po kilku przynajmniej wypadów. Zanęty te testowałem wielokrotnie podczas poprzedniego sezonu, aby uniknąć przypadku. Dbamy na moczykije.net o to, że jeśli coś polecamy, to rzeczywiście sami na to łowimy i jest godne rekomendacji.
Nawilżenie mieszanki prosto z opakowania jest optymalne i nie wymaga żadnych korekt. Jedynie w sytuacji, gdy chcemy ją jeszcze dopalić np. atraktorem w proszku, wtedy pamiętajmy o lekkim dowilżeniu spryskiwaczem. To oczywiste, ale często właśnie o takich oczywistościach zapominamy, a wiadomo, że wszelkie sypkie dodatki wysuszają porządnie mieszankę. Są też wędkarze, którzy lubią wędkować na tzw kluchy, czyli mory, wolno obsypujący się towar. Jeśli tak wędkujecie, to dowilżcie sobie mieszankę spryskiwaczem. Stosujemy te same zasady i mechanizmy jak podczas nęcenia w wędkarstwie wyczynowym, gdzie spoistość kul zanętowym regulujemy nawilżeniem mieszanki.
Jak widać na zdjęciach zanęta pięknie trzyma się podajnika do metody, a przynęta na gumce będzie łatwym kąskiem dla ryb żerujących tego dnia w łowisku. Wiosną bardzo często stosuję zanęty drobne i nie używam pelletów zanętowych, gdyż świeżo wybudzone z letargu ryby nie zawsze potrzebują wielkich pokładów kalorii. Oczywiście każde łowisko rządzi się swoimi prawami i należy poznać samemu specyfikę tych, na których wędkujemy. Zanęty, szczególnie wiosną mają tą przewagę, że w zimnej wodzie szybciej uwalniają aromaty.
Pierwszy, niewielki karpik trafia na matę.
Szybkie wędkowanie ma to do siebie, że nie możemy liczyć na długotrwałe nęcenie, więc do wody powinniśmy wcześniej posłać kilka koszyków zanętowych z towarem. Ograniczając jednak ekwipunek do logistycznego minimum na pierwsze wypady z methodą i klasycznym feederem, nie zabieram wędziska do nęcenia. Wykonuję jedynie około 10 rzutów normalnym zestawem. Nie dociskam zanęty mocno do koszyczka, tak aby po uderzeniu w wodę odpadła od podajnika. Trochę treningu, kilka posłanych w siną dal porcji zanęty i osiągamy powtarzalność. Można również przed wędkowaniem zanim zamontujemy podajnik do methody przywiązać standardowy koszyczek i wtedy nic nam już nie wypadnie. Proste, a kolejne karpie są tylko kwestią czasu.
Warto wspomnieć również o przynętach. Ogólnie nie jestem zwolennikiem dużych rozmiarów kulek i pelletów. Przeważnie używam amunicji w przedziale 8-12 mm, a wiosną już szczególnie omijam wszystko, co jest większe od kalibru magnum, czyli 9 mm:) Pellety 6- 8 mm stanowią większość przynęt w moim wiosennym arsenale. Oczywiście mam też 20 mm „klocki”, ale tych używam tylko w przypadkach zachwaszczonych zbiorników komercyjnych. Na przykład tam gdzie jest dużo mini leszczy i innego białorybu i aby wzięło coś większego od dłoni trzeba przeprowadzić totalną selekcję. Stosuje też rozmiary XXL podczas zasiadek na PZW gdzie rybostan jest mocno zróżnicowany i przeważa drobnica. Na zbiornikach dobrze prowadzonych uważam, że wystarczają przynęty mniejsze. Jeśli chodzi o smaki i kolory, to jak widać na załączonym zdjęciu, wiosną stawiam na rzeczy stonowane. Sprawdzają mi się smaki typu wanilia, kukurydza, konopie oraz dodatkowo ochotka i czarny lub czerwony halibut. Kolory naturalne – bez dyskoteki.
Wiosną używam „spokojnych” przynęt
Zestaw cały czas zarzucamy w jedno miejsce. Precyzja to podstawa, szczególnie gdy na wędkowanie mamy bardzo mało czasu. Szkoda wtedy każdej minuty na rzucanie zestawu za każdym razem w inne miejsce i tym samym nęcenie mocno rozproszone. Staramy się skupiać rybę na jak najmniejszym obszarze. To już stało się normą wśród miłośników feedera.
Silna i zdrowa trójeczka na szybkim wędkowaniu sprawia sporo przyjemności.
Tam gdzie mogę ułatwiam sobie życie i stosuje gotowe rozwiązania. Często nie mam czasu nawet nawiązać przyponów. Choć te do methody, są dość grube i nie rwą się jak wyczynowe zero zero nic, to jednak także czas na ich powiązanie również trzeba poświęcić. Wybieram często gotowe. Na rynku pełno jest tego typu rozwiązań. Wiele się pisze w internecie o gorszej jakości takich przyponów, której ja nie zauważyłem. Przeważnie używam gumek i włosów ze stoperkiem, oraz klasyków, jeśli łowię na robaki.
Trzy godziny szybko mijają, ale to nie znaczy, że się nie nałowimy. Jeśli tylko się przyłożymy odpowiednio do wszystkich punktów od których zależy skuteczność wędkowania, może okazać się, że i przez tak krótki czas możemy się przyjemnie zmęczyć i naładować akumulatory na kolejne dni „bez wędki”.
PODSUMOWANIE: Zanim lato na trwale zagości na naszych łowiskach, warto do swojego myślenia o wędkarstwie wprowadzić trochę umiaru. Przeważnie jesteście namawiani do kupowania co raz to nowszych bajerów, przynęt itp. My namawiamy do rozsądku. Fluorescencyjne tutti frutti zostawcie na lato:)
Tekst i Foto:
Tomek Sikorski