Ostatnie udane połowy z drgającą szczytówką nie pozwoliły mi schować wędek do przysłowiowej szafy. Warto dodać, że wędkowaniu sprzyjała także pogoda. Ciepły koniec listopada z dochodzącą temperaturą do 10 stopni zachęcał do dalszych polowań. Poprzednim razem wędkowałem w dzień całkowicie pochmurny z gęstą jak mleko mgłą. Tym razem słoneczko szybko wschodziło zza chmur i zapowiadało się o wiele przyjemniejsze łowienie. Bynajmniej jeśli chodzi o pogodę, bo ryby niestety zaczęły kaprysić.
Zanęty i gliny na dzisiejsze wędkowanie.
Zaraz zaczynamy wędkowanie.
Być może „lampa” nie sprzyja żerowaniu na tak płytkim łowisku. A tym był zalew w Komorowie w okolicy Pruszkowa. Na naszej stronie znajdziecie już kilka relacji ze wspomnianą areną w tle. Jeśli chodzi o mieszankę postawiłem na wariant bardziej odważny. Do mieszanki glin i ziemi dodałem pół paczki zanęty czekoladowej od firmy Sars. Gotowa zanęta, została przesiana i zmieszana z gliną w jednolitą mieszankę. Do całości dodałem około 100 ml dżokersa i trochę ochotki hakowej i mój ulubiony jesienno- zimowy dodatek coco-belge.
Rozproszony dżokers zaraz zostanie wymieszany z zanętą.
Odpowiednia ilość ochotki hakowej na kapryśne leszcze.
Na wstępne nęcenie posłałem w łowisko dokładnie 10 koszyków zanęty i gliny. Tradycyjnie obrałem bezpieczną odległość 30 metra. Ku mojemu zdziwieniu pierwsze posłanie zestawu w łowisko nie przyniosło nawet brania. Po kilkunastu minutach na haczyku zameldowała się płotka. Potem następna. Ryby powoli i mozolnie rozkręcały się. Doczekałem się też pierwszego, średniego leszcza. Ranne brania były anemiczne. Powoli i systematycznie budowałem wynik. Odławiałem leszczyka i płotkę raz na 15- 20 minut. Tempo nie było zawrotne tylko wręcz słabe. W końcu w łowisku zaparkowały leszczyki. I kiedy wydawało się, że doczekałem się bremesów, bo udało mi się złowić cztery sztuki pod rząd, popełniłem błąd. Donęciłem łowisko! Bałem się, że ryby tak jak mają to w zwyczaju, jeśli wyjedzą leżący na dnie towar, odpłyną w siną dal. chciałem je zwyczajnie utrzymać w łowisku. Poprzednim razem leszczyki wręcz czekały na donęcanie i poprawiało to brania. Tym razem zupełnie spłoszyłem ryby. Hałas spadającego koszyka wcześniej nie przeszkadzał rybom, tym razem leszcze były zbyt czujne. Tak wyglądają uroki i kaprysy płytkiej wody. W łowisko powróciły natomiast płocie. Niestety nie udało mi się już ponownie zwabić leszczyków.
Pierwsza płotka.
Niektóre płocie były już całkiem przyzwoite.
Jest też pierwszy leszczyk
To było trudne, ale bardzo pouczające wędkowanie. Dwa oblicza pogodowe i dwa zachowania ryb charakterystyczne dla zalewu. Ta nauka na pewno się przyda. Mój połów nie był zachwycający. Sumarycznie kilka leszczyków wpadło do siatki, ale wynik na pewno odbiegał od tego, który założyłem sobie przed łowieniem.
Kolejny leszczyk
Wypracowane ryby.
Do następnego.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Paweł Cieślak