ZAWODY

KANAŁOWE OSTATKI

            Kanał w Nieporęcie to fantastyczne łowisko sportowe oznaczone mianem „no kill”. Wędkarze oczywiście w celach treningowych mogą pakować ryby do dużych siatek, ale po wędkowaniu wszystko musi niezwłocznie wrócić do wody. Wieść nosiła, że ryba zeszła już na nieporęckie zimowisko i bierze niemal na wszystko. Znajomi meldowali mi nawet o złowionych przedzimowych linach. Kiedy wielkie żarcie trwało w najlepsze, ja biegałem po okolicznych zbiornikach z pikerem w ręku, aby trenować leszczyki. Jakoś nie po drodze było mi z kanałem. Zdjęcia coraz to ładniejszych płoci jakie pojawiały się w sieci sprawiły, że nie wytrzymałem. Nadszedł wolny weekend więc z samego rana udałem się z kompanami w poszukiwaniu kanałowych płoci. Mało urokliwy o tej porze kanał to łowisko, któremu daleko do moich, najpiękniejszych sezonowych miejscówek. Nad brzegami śmieci, opakowania po zanętach i robactwie. Na prawdę ciężko jest uwierzyć, że mentalność ludzka jest do tego stopnia tragiczna. Nad brzegiem znalazłem nawet niebieski, pęknięte wiadro sygnowane firmowym znaczkiem. Takie jak używają wyczynowcy. Nie może więc być mowy, że śmieci zostawiają tylko przypadkowi i niedzielni wędkarze. Tragedia! Dla estetyki tej relacji nie będę publikował całego tego syfu jaki zastałem w Nieporęcie. Nie wiem jak wygląda brzeg przeciwległy, ale brzeg od strony straży to istny dramat.

Zanęty na dzisiejsze wędkowanie.

Ochotka, przynęta całoroczna.

 

Wróćmy jednak do meritum. Tym razem postawiłem na zanętę Carpio i glinę od firmy Marlin. Do całości powędrowała pinka i 150 gram dżokersa. Miałem też białe robaki i ochotkę w sporych ilościach jakby ryby potrzebowały więcej mięsa. Po rozłożeniu sprzętu odległości nie odmierzałem. Miałem zaznaczone 30 metrów z poprzedniego wędkowania i tego dystansu postanowiłem się trzymać. Kompani odmierzyli podobne odległości. Każdy z moich towarzyszy przygotował swoją mniej lub bardziej treściwą mieszankę według własnej koncepcji i przemyśleń. Wiadome było już od rana, że po wielkim żarciu płoci i leszczyków pozostało już tylko wspomnienie. U kolegów od rana zameldowały się drobne okonie i nieliczne płotki. Małych pasiaków było jednak najwięcej. Przebieranie okoni w granicy 10 – 12 cm to raczej mało przyjemne zajęcie. Mi szło odrobinę lepiej. W pierwszym braniu złowiłem płoć, potem następną, a trzecią rybą był leszczyk.

 

Płotki nie były skore do współpracy na całym odcinku kanału.

Po kwadransie jednak ryby siadły całkowicie. Dzięki temu, że nie nęciłem wstępnie, mogłem teraz decydować o tym co podać rybom i w jakich ilościach. Ci którzy zaryzykowali z podaniem dużej ilości zanęty z koszyków do nęcenia, zostali już tylko przy okoniach. Ryby były naprawdę chimeryczne i trudne do złowienia. Brania mega anemiczne zupełnie nie przypominały tych dynamicznych uderzeń szczytówki charakterystycznych dla czerwonookich płoci. Wędkowanie zakończyliśmy punktualnie w południe.

Nie było sensu katować się odławianiem okonków. Płocie niestety przepadły na dobre we wszystkich stanowiskach. Ten dzień był ciężki dla licznych, wędkujących na kanale grunciarzy i spławikowców. Jako, że w tym dniu aktywna była Społeczna Straż Rybacka mogliśmy zasięgnąć języka gdzie i co bierze. Wieści nie wróżyły olbrzymich wyników. Ci którzy coś łowili, mieli ryby liczone na placach jednej ręki. Wszystko co zdołałem wydłubać z wody przedstawia fotografia. Ale jak mówi przysłowie nie zawsze jest dzień dziecka.
Do następnego.

Tekst i foto:

Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress