Palące słońce, ponad 30 stopni w cieniu i parno, że człowiek poci się od samego siedzenia. To pogoda, która wymaga od nas odpowiedniego wędkarskiego podejścia. Jeśli chcemy połowić w taki upał nie tylko „żyletek”, powinniśmy konkretnie się przygotować. W zależności od zbiornika i rybostanu, który chcemy przechytrzyć, bardzo ważna może okazać się metoda połowu. Na upały ratunkiem może okazać się odległościówka.
Matchówką ostatni raz władałem chyba z 10 miesięcy temu. Przerwa w wędkowaniu spowodowana zakończeniem rodzinnej inwestycji dała mi się nieźle we znaki. Teraz ze zdwojoną siłą łaknę wędkowania jak ryba świeżej wody. Właśnie!!! Ryby szczególnie w upały, gdy na przybrzeżnych płyciznach woda nagrzała się niczym zupa, uciekają w głębsze rewiry w poszukiwaniu tlenu. Właśnie wtedy feeder, albo match pomogą nam osiągać lepsze wyniki niż bat czy tyczka. Wędki odległościowe stały gotowe od poprzedniego sezonu i po sprawdzeniu arsenału i uzupełnieniu drobiazgów, można było gonić nad wodę w poszukiwaniu ryb na dystansie.
Kołowa glinianka PZW, świeciła pustkami. Nad wodą ledwie kilku wariatów przygotowanych na spotkanie z mało litościwym słońcem. Zanim jednak to słońce się pojawiło, podczas przygotowania towaru towarzyszyły mi miliony komarów:). Wędkarz łowiący nieopodal batem miał być dla mnie papierkiem lakmusowym założonej taktyki. Potwierdzeniem lub zaprzeczeniem tego co sobie założyłem przed wędkowaniem.
Założenie taktyczne: Z racji tego, że przy brzegu glinianka jest dość płytka, a po wielu dniach upałów poziom wody jeszcze opadł założyłem, że przy brzegu nie będzie ani średnich ani większych rybek. Woda o temperaturze zupy i mała ilości tlenu spowodują, że wszystko czego nie nazywamy zawodniczą drobnicą będzie szukało chłodniejszej, lepiej natlenionej wody. Odległość wędkowania ustaliłem na 32-33 metry, gdzie grunt wynosił już ponad 2 metry. Tu niuanse już nie miały znaczenia, czy będzie to 30 metr, czy dalej. Po prostu jest to odległość, na którą najlepiej podaje mi się zanętę z procy. Nie strzelałem mnóstwo czasu.
Do wiadra powędrował bardzo prosty towar. Mieszanka dwóch zanęt firmy Profess. Postawiłem na Tubro Płoć w kolorze czerwonym i leszczowy Orange. Otrzymaliśmy czerwonawą owocową mieszankę, idealną na letni czas gdy ryby lubią zjeść coś aromatycznego.
Komary tną jak diabli. Wystarczy zastygnąć na chwilę do zdjęcia i kilkanaście ukąszeń murowane.
Jeśli o gliny chodzi to postawiłem na mieszankę Gliny Natura, w skład której wchodziły dwie paczki Gliny Competition. Dodatkowo żeby wszystko trochę zalegało na dnie, dodałem paczkę Double leam.
Z mieszanki glin odsypałem ok. 1,5 litra na donęcanie samą gliną z odrobiną joka. Resztę towaru wymieszałem, przetarłem na grubym sicie i dodałem 100 gram jokersa i i 200 ml topionego białego. Zakładałem, że rybki będą chciały dobrze zjeść.
Po wymieszaniu reszty towaru i domoczeniu mieszanki ulepiłem 20 kul na wstępne nęcenie. Na tej i wielu innych mocno eksploatowanych przez wędkarzy wodach, na których startuję w lokalnych zawodach zauważyłem, że choćbym wrzucił do wody i 80 kul, to i tak trzeba dość szybko zacząć donęcanie kolejnymi porcjami. Nie ma więc znaczenia jak wiele wrzucimy na początek. Jeśli nie ma różnicy, to po co się przemęczać? Ryby lubią ruch w łowisku i dobrze reagują dorzucane kąski.
Początek wędkowania był łatwy do przewidzenia. W zanętę weszły drobniutkie leszczyki i krąpiki, które ciężko było zaciąć. Na końcu 40 centymetrowego przyponu wisiał haczyk nr 18. Typowo pod średniego, zawodniczego leszczyka. Spławiki, które wybrałem do łowienia to 8 i 12 gramowe wagllery cralluso. Z czasem gdy w zbiorniku ruchy wody stworzyły prąd, do śruciny sygnalizacyjnej dołożyłem kolejną, która dawała większą stabilność zestawu na dnie.
Wędkarz z batem póki co odławiał dokładnie to samo co ja, czyli żyletki. Jednak u mnie po około 40 minutach nastąpił przełom. Drobnica opuściła moje łowisko i nastała cisza. Zwiastuje to albo totalną klapę, albo to, że w łowisku pojawia się coś choć trochę większego. Czekamy więc cierpliwie. Na szczęście nie długo i na delikatnej wędce (C.W do 15 gr) melduje się pierwszy leszczyk. Rybka zdrowa, pięknie walczy. Sama przyjemność sportowego wędkowania match’em.
Z minuty na minutę ryby wkręcają się w łowisko i biorą z co raz większą częstotliwością. Bardzo szybko wyczułem też że wymagają częstego donęcania, po każdym leszczu w łowisku leci jedna lub dwie kuleczki zanęty.
Po kilku leszczykach na wędce zameldował się również pan karp. Jeździł niestety dłuższą chwilę jak chciał i wypiął się z małego haczyka. Cyprinus zrobił spustoszenie w zanęcie i leszki na chwilę odeszły z łowiska. Wraca sytuacja z początku wędkowania. Znów kilka niezaciętych brań i kolejny raz małe rybki opanowały łowisko. Cierpliwe donęcanie sprawiło jednak, że po dłuższej chwili leszczyki wróciły do mnie i mogłem je znów skutecznie odławiać.
Czasem brały mniejsze, a czasem trochę większe. Okazów jednak nie było.
KOMBINUJMY:) Warto sprawdzać różne warianty przynętowe. Po pewnym czasie ryby przestały chętnie pobierać białe robaki i pinki, którymi zajadały się na początku, a dopiero zaserwowanie ochotek na haczyku sprawiło, żeleszczyki się zainteresowały przynętą.
Pogoda dawała się we znaki podczas tej kilkugodzinnej sesji. Mimo to ciesze się z niezwykle przyjemnego i ciekawego łowienia podczas, którego trzeba było znęcić rybę w opanowane przez 8 cm narybek łowisko, utrzymać leszczyki i reagować na zmiany w sposobie żerowania i pobieraniah przynęt. Jedynie brak obłowienia w tym sezonie obnażył mi trochę braki w donęcaniu. Niestety o ile posłanie kilkudziesięciu kul pod rząd pozwoli dobrze wczuć się w sprzęt, o tyle od czasu do czasu puścić tę jedną jedyną dokładnie tam gdzie się chce w warunkach bojowych, to rzecz trudniejsza. Nie zawsze się udawało, więc leszczyki trochę rozrzuciłem w łowisku. Mimo kilku błędów udało się złowić kilka kilogramów leszczyków. Szkoda jedynie niewyholowanego karpia. Taktyka się sprawdziła i to najważniejsze. Połowy batem tego dnia nie przynosiły efektów w postaci ryb większych od palca.
Wszystkie ryby oczywiście wróciły do wody.
Tekst i foto:
Tomek Sikorski