Miejski zbiornik w Pruszkowie zwany potocznie „Potulikiem” od wielu lat słynie z dużej populacji płotki. Mimo, że czasem na wędce zamelduje się gruba „stówa” zazwyczaj dominują płotki rzędu 30-50 punktów. Osobiście nie znam równiejszej wody, jeśli chodzi o zawody. Z każdego miejsca notowano tu zwycięstwa i z każdej miejscówki wszyscy mogą nałowić się do syta.
Rzut oka na „Potulik”.
Przy tak dużej ilości ryb wiadome było, że będziemy starać się łowić ryby „szybkościowo”. Takie łowienie kojarzy się najczęściej z krótkim batem i ekspresowym odławianiem drobnej ryby na przysłowiową „klatę”. W obawie o kwitnące topole i ze względu na to, że nad zbiornikiem bywa dość gwarno, szczególnie w okolicach południa kiedy do głosu przychodzą kajakarze, postanowiliśmy tym razem baty oprzeć o ścianę. Zarówno ja jak i towarzyszący mi w tym dniu Maciek i Piotrek postanowiliśmy sięgnąć po tyczki i „powojować skrótem”. Dwóch ostatnich elementów nie wyciągaliśmy nawet z pokrowca. Siódmy, ósmy metr miał być optymalny. Liczyliśmy po cichu na przypadkowe bonusy i na precyzję podczas nęcenia kubkiem, która mogła być istotna w ostatniej godzinie.
Zaraz zaczynamy…
Płotkowe menu.
Jeszcze tylko ostatnie detale.
Kompani chcieli potrenować przed zbliżającymi się mistrzostwami koła. W tym dniu postanowiliśmy też sprawdzić różne warianty „zanętowo-glinowe”. Maciek wybrał płociową zanętę ochotkową, którą postanowił zubożyć jasną Argillą od Gliny Natura. Piotrek postawił na mieszanki roach i canal od Marlina, wymieszane z ziemią bełchatowską. Ja do miksu glin competition i specjal dołożyłem słodką zanętę pachnącą konopiami od firmy Carpio. Do kotła dałem też odrobinę coco-belge aby pobudzić apetyt ryb. Maciek zrobił najjaśniejszą, średnio pracującą mieszankę, Piotrek dokleił się i swój towar zgasił, aby ten tworzył tylko dywan na dnie. Ja zrobiłem miks bardzo pracujący. Chciałem aby w łowisku cały czas sporo się działo. Z resztą trzy różne warianty miały dać obraz kompanom przed nadchodzącymi zawodami.
Maciek postawił na jasną Argille z ochotkową zanętą.
Piotrek do miksu zanęt Marlin z serii gold postanowił dodać ziemię bełchatowską,
Moja mieszanka na dzisiejsze płocie.
Żółty, brązowy czy czarny ?!
Po wrzuceniu kul z ręki oraz po „kubkowaniu towarem” ryby rozkręcały się bardzo powoli. Pierwszy kwadrans był dość anemiczny. Potem jednak płotki rozochociły się na dobre. Brania notowaliśmy zarówno na ochotkę jak i na pinkę. W pewnym momencie powolny, majestatyczny wjazd antenki spławika zameldował mi, że na haku mam sporą rybę. Niestety nie maiłem czasu na zmianę gum po ostatnich rzecznych łowach. Ryba po kilku chwilach „jeżdżenia” na topie wypięła się z haka.
Potulicki jaź.
Po tym zdarzeniu płotki wyraźnie odskoczyły. Kolejny kwadrans przyniósł mi następnego bonusa. Tym razem ryba była nieco mniejsza więc mimo, pełnego amortyzatora udało mi się wyjąć ją z wody. Bonusem okazał się trzydziestocentymetrowy jaź. Do końca łowienia podobnych akcentów już jednak nie było. Jazie w łowisku zdążyły jednak sporo namieszać, dlatego płotki ustawiały się dość chimerycznie. Piotrek odławiał roach’e w tempie ekspresowym, Maćkowi szło trochę wolniej. Po trzech godzinach treningu, bo tyle ma trwać tura podczas wyłaniania mistrza pruszkowskiego koła, przyszedł czas na prezentacje wyników.
Ryzykowny wariant Macka z jasną gliną okazał się najmniej skuteczny. 2 kilogramy płotek to raczej za mało, aby być wysoko w stawce. Zabrakło bonusa, leszcza lub lina, który w jasny towar powinien najszybciej wchodzić. Moje, jak się okazało zbyt duże „fruwanie” zestawem przyciągnęło w łowisko jazie dlatego miałem problem z utrzymaniem płotki. To też nauka i argument, ze nie zawsze bonusy są pożądane w łowisku. Moje 2,5 kilograma okraszone większą rybką to wynik raczej średni. Zgaszona zanęta i dość ciężki 0,5 gramowy zestaw był kluczem do sukcesu. Piotrek złowił w ten sposób około 4,5 kilogramów płotek co należy uznać za wynik bardzo dobry. Swoją drogą ciekawe kto wygra zbliżającą się pierwszą turę mistrzowskich zmagań.
Nasze wyniki.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Kamil Wronkowski, Piotr Leleniak