Sam już nie wiem, czy to sporo obowiązków, czy po prostu brak okazji sprawiły, że nie byłem w nocy na rybach już chyba z 10 lat. Nawet nie pamiętam:) Mało tego, nigdy w życiu nie brałem udziału w nocnych zawodach wędkarskich. Okazją do debiutu była impreza organizowana przez Koło PZW nr 9 w Błoniu. Bez większego napinania, z porządnym grillem i dla zabawy. Taka była idea tych zawodów. Dla mnie była to także okazja do przetrenowania precyzyjnego łowienia pickerem, ale przede wszystkim do sprawdzenia czy w Nowej Babskiej rybka gryzie. Wszak już 6 sierpnia na tej właśnie wodzie odbędzie się I Puchar Moczykije.net. Co więc w wodzie piszczy? Tego chciałem się dowiedzieć przede wszystkim!
Zachód słońca nad Nową Babską. Za chwilę widać będzie już tylko świetliki:)
Zanim jednak słońce zaszło nastąpiła szybka odprawa zawodników, losowanie i przygotowanie do towarzyskiej rywalizacji. Warto było wszystko sobie jakoś rozlokować, żeby po ciemku nie uszkodzić sprzętu. Zawody trwały aż 10 godzin, ale w nocy czas płynie zupełnie inaczej, a i brania są zdecydowanie rzadsze. Zastanawiałem się trochę jak bardzo łowisko zmieniło się od ubiegłego roku, gdy ostatni raz tu wędkowałem. Mój arsenał zupełnie niepotrzebnie prezentował się „imponująco”! Wziąłem praktycznie wszystko, co miałem spakowane z poprzedniego wędkowania. Zostawiłem jedynie tyczkę. Nie miałem po prostu czasu przejrzeć gratów i wywalić niepotrzebnych rzeczy:)
![]()
Stanowisko, które wylosowałem dawało nadzieję, że rybka będzie współpracowała. Dało się swobodnie dorzucić na kraniec występujących na środku zbiornika grążeli, a to już jest spory plus.
To był właśnie jeden z powodów mojego startu. Precyzyjne określenie odległości wędkowania i trening takiegoż właśnie łowienia pickerem w jednym punkcie. Tak aby koszyk posyłać dokładnie na granicę wolnej wody i grążeli, pod którymi ryba lubi się schronić i podjeść coś z liścia:) Początek rywalizacji zaplanowano na 20-tą. Łatwo więc obliczyć, że do 6 rano czekał nas dziesięciogodzinny maraton wędkarski. Zdrowo zastanawiałem się, czy zamiast zawodniczego siedziska nie powinienem zabrać fotela z oparciem, ale w ostatniej chwili okazało się, że nie mam nic takiego co by było do końca sprawne. Wybór dokonał się więc sam. Tyle czasu na siedzisku wyczynowym jeszcze nie spędzałem. Cóż. Ma to swoje dobre i złe strony. Z tych dobrych to oczywiście motywacja do działania, kombinowania gdy nie bierze:) Inaczej człowiek mógłby się wygodnie rozłożyć w fotelu i udać do krainy Morfeusza, a tak, to nie ma jak!!!:)
Przed wędkowaniem trzeba było sobie przypomnieć jakie to gatunki najczęściej żerują w nocy i na co przygotować mieszankę zanętową? Największa szansa była oczywiście na złowienie leszcza i liczenie na to, trafi się bonusowy linek lub karpik. Z zanętą nie kombinowałem, a wybrałem to co na tej wodzie zawsze się sprawdzało. Z racji tego, że dla ratowania skóry na poranek wziąłem również bata, żeby coś przed zakończeniem dołowić podzieliłem tę samą zanętę na dwie części. Do jednej dodałem jedynie gliny wiążącej aby ją dociążyć i aby wolna praca pozwoliła mi na znęcenie białorybu na rano! Zanęta do pickera była dość sypka i stanowiła mieszankę ziemi i argilii oraz zanęty leszczowej Stynka w proporcjach 1:3. Czyli ostrożnie. Jeśli okazało by się, że ryby żerują jednak dobrze, zawsze można dodać więcej robaków lub innych grubych przynęt. Dorzuciłem również trochę pieczywa fluo oraz około 100 gram jokersa.
Kilogram zanęty leszczowej zmieszałem z gliną w proporcjach 1:3. Mieszanka z dodatkiem czarnej argili i ziemi zabarwiła się na bezpieczny, ciemny kolor.
W rywalizacji wzięło udział 12 zawodników. Część wędkarzy postawiła tylko na gruntówki, część na wędki spławikowe. Byli też tacy, którzy próbowali szczęścia obiema metodami. Oczywiście nie na raz;)
Darek Jasiński szykuje odległościówkę
Tak jak wspomniałem na wstępie aż 10 godzin wędkowania pozwoliło podejść to tego wszystkiego spokojnie i od czasu do czasu zejść z siedziska rozprostować kości. Był to także pretekst do tego aby zrobić sobie przerwę, zjeść pysznego kurczaka i kiełbaskę z grilla, które co jakiś czas były serwowane przez kolegów z Zarządu Koła .
Na brania trzeba było chwilę poczekać. W końcu picker nieznacznie się wygiął. Ku mojemu zaskoczeniu wiem, że na kiju mam bardzo przyzwoitą jak na zawody, rybkę. Zdążyłem się nawet pochwalić kolegom wygiętą wędką. Po krótkim holu karpik był już przy brzegu, jednak wpłynął w zatopione części tataraku. Ryba sama wyszła z zaczepów i byłem pewny, że sporo punktów już na początku zasili moje konto. Gdy ryba była blisko podbieraka zerwała się jeszcze raz do ucieczki. Niestety na krótkim kiju odjazd zakończył się strzałem cienkiego przyponu 0.09, który założyłem chwilę wcześniej ze względu na to, że poprzednie brania były jedynie pojedynczymi puknięciami. Idealnie, bo aż z dwóch powodów pasuje tu powiedzenie „Nie chwal dnia przed zachodem słońca” . Na osłodę niedługo później wyjmuję pierwszą rybkę. To niewielki leszczyk, ale przed zmrokiem nie będę na zero:)
Pocięci totalnie przez komary, po zmroku przystąpiliśmy do wpatrywania się w świetliki:) Ja dość długo lizałem rany zdziwiony nieskutecznością swojego środka przeciw insektom. (Swoją drogą już w domu po powrocie z imprezy okazało się, że jestem niezłym mistrzem, bo pomyliłem buteleczki i psikałem się cały czas tylko środkiem na łagodzenie podrażnień i ukąszeń:D) Postawiłem początkowo na pickera, bo tam pojawiły się brania jako pierwsze. Ryby pobierały przynętę delikatnie. Każda rybka była mocno wyczekana i trzeba było się skoncentrować na szczytówce, bo o targaniu wędką, czy wciąganiu jej do wody można było zapomnieć. Nęciłem obie linie. Od czasu do czasu wrzucając niewielką kulkę w łowisko pod spławik. Ostatnie branie przed świtem zaliczyłem około 1 w nocy. Kto tak naprawdę nie nałowił się do tego momentu, ten nie nałowił się potem aż do świtu. Przez ponad 2 godziny ryby nie żerowały w ogóle, a większość z nas ten czasu wykorzystała na kolejną porcję mięska z grilla oraz zbawienny łyk gorącej kawy lub herbaty.
Po 10 godzinach wędkowania i zmagania z dwoma najazdami wampirzych krwiopijców przyszła pora na ważenie naszych połowów. Zgodnie z tym co można było wychwycić w nocy, dobrze radził sobie Tomek Niewiadomski. Metoda spławikowa była tej nocy skuteczna. Tomek złowił dużo ryb i był jednym z kandydatów do zwycięstwa w zawodach.
Wynik ponad 2, 5 kg w nocnych manewrach należy uznać za dobry i dający szansę na wygraną.
Ten połów dał Markowi Kwakowi 4 miejsce w zawodach.
Ja postawiłem na selektywne łowienie na pickera i koło ratunkowe w postaci zanęconej miejscówki pod ewentualne łowienie na spławik. Obie metody przyniosły mi ryby, a nocny spory jak na te warunki leszcz pozwolił na osiągnięcie dobrego rezultatu. Z wynikiem 2700 punktów prowadziłem w zawodach po ważeniu połowy uczestników.
Tego rozmiaru leszczyki to dobry prognostyk przed zawodami I Pucharu moczykije.net
Ładne ryby jak zwykle do wagi przedstawił również Darek Jasiński. Lubią go szczególnie tutejsze liny. Ryby te dały Darkowi 3 miejsce w zawodach(1910pkt)
W pierwszej szóstce znalazł się jeszcze Jakub Orężak. Swój wynik zbudował dopiero nad ranem, co potwierdza, że warto walczyć do samego końca.
Jeden z leszczyków na pierwszą szóstkę w zawodach
Do końca jednak już nic się nie zmieniło, a to oznacza, że wygrałem swoje pierwsze nocne zawody. Szkoda jedynie tego cyprinusa z początku imprezy, który powiększyłby znacznie mój wynik. Pierwsza szóstka zawodów otrzymała pamiątkowe dyplomy, a najlepsza trójka również nagrody rzeczowe w postaci wędek i kołowrotków. Po kolejnym, tym razem porannym posiłku można było zakończyć imprezę:)
Wyniki pierwszej szóstki nocnych zawodów spławikowo – gruntowych
1.Tomek Sikorski – 2700 gr
2.Tomek Niewiadomski 2540 gr
3.Darek Jasiński 1910 gr
4. Marek Kwak 1800 gr
5.Artur Orężak 1700 gr
6.Jakub Lipski 1600 gr
Tekst i foto : Tomek Sikorki
Foto:Cezary”Prezes” Wieczorek
ps. zdjęć nocnych nie ma z powodu wilgoci, która dostała się do elementów aparatu i nie chciał biedak łapać ostrości;)