Pierwsze tegoroczne rzeczne starcie przypadło dokładnie na dzień tak zwanej „Zimnej Zośki”. Po dotarciu nad wodę przywitała mnie popowodziowa Narew, bo jak inaczej nazwać rzekę, niosącą teraz niemal wszystko z podwyższonym znacznie stanem i bardzo szybkim nurtem. Ostrogi jeszcze zalane, a woda zdaje się niedawno „odeszła” spod wału. W takich właśnie warunkach miały odbyć się moje tyczkowe zmagania. Czekało mnie łowienie w narwiańskim potopie.
Narwiański Potop.
Woda pod samą burtą. Latem drzewo mam przeważnie z boku stanowiska.
Przy tak wysokim stanie wody musiałem założyć ciężkie i stabilne zestawy. 21 gramowy lizak służył mi do tradycyjnej przepływanki. Dryf tego spławika nazwałbym umiarkowanym. Łowienie lżejszymi zestawami mijało się z celem, ponieważ błyskawicznie przepływały łowisko i pole nęcenia, a przytrzymywanie wynosiło zestawy na tyle wysoko, aby przynęta padała łupem uklejek. Narwiańskie ukleje są duże, ale przecież nie po nie przyjechałem nad rzekę. O łowieniu „na stopa” w tak ekstremalnych warunkach można było śmiało zapomnieć.
21 gramowy lizak przepływał łowisko dość szybko.
Celem mojej wyprawy były wiosenne krąpie, które co roku dają się pięknie trenować. Bardzo sportowe i do tego waleczne rybki powinny teraz zadowolić każdego, kto chce rozpocząć sezon nad bieżącą wodą. Bonusów spodziewam się jak już woda ustabilizuje swój główny nurt i powróci do koryta. Gruntowanie zestawów przebiegło szybko i sprawnie. Na dnie zalegały jednak, jeszcze pozimowe resztki, patyki i trawy. Musiałem starannie sprawdzić drogę spływania mojego zestawu. Mimo dokładnego badania dna, podczas łowienia kilka gałęzi i zawad wyjechało na brzeg. Nie da się niestety wszystkiego przewidzieć. Na szczęście pusta guma 2,1 mm gwarantowała mi zapas mocy, właśnie na wypadek spotkania pod wodą, rzecznych chaszczów z rodziny tych nie do wyjęcia. Zdarzało mi się już stracić zestaw, ponieważ łowiłem na zbyt cienkiej gumie. Takie są uroki rzecznego łowienia!
Zanęty Gold Winner Brasem od Marlina używałem po raz pierwszy.
Zanęta ma żółtą barwę i pachnie belgijskim leszczem. Na pewno sprawdzimy ją także latem.
W tym roku przyglądamy się glinom od Gliny Natura. Na taki uciąg mogłem użyć tylko River Leam.
Mieszankę obowiązkowo dokleiłem bentonitem.
Zanęta jaką przygotowałem na krąpie, to 3 kilogramy bremesa Marlina i 8 kilogramów rzecznej gliny. W tym roku przyglądamy się produktom Gliny Natura, więc spodziewajcie się większej ilości wpisów z tymi glinami w tle. Mieszankę tradycyjnie podzieliłem na trzy części. Część zanęty wymieszałem z gliną. Reszta miała służyć na donęcanie. Część gliny bez spożywki dokleiłem bentonitem i dodałem około 0,5 litra kasterów i przepoczwarzonej pinki. Do wszystkich moich mieszanek dodałem także odrobinę bułeczki fluo. Bułeczka to mój pewniak i radzę każdemu, kto nie jest przekonany to tego dodatku, aby wypróbował ją podczas rzecznych manewrów i to niekoniecznie z długą wędką. Bułeczka fluo po prostu świetnie wabi ryby.
To tylko fragment tego, co w tym dniu ulepiłem.
Bombardowanie stanowiska przebiegło pomyślnie. Niemal wszystkie gały poleciały dokładnie na jedenasty metr. Na początku ryby bardzo niemrawo ustawiały się w zanęcie. Kilka brań było tak delikatnych, że sygnalizowało je jedynie drżenie dryfującego spławika. Przez pierwsze 30 minut nie zaciąłem nic. Potem jednak krąpie pewniej pobierały robaki i zaczęły ustawiać się w kulach i rozmyciu. Jeden biały robak był w tym dniu killerem. Ani pinka, ani żadne mięsne miksy nie smakowały rybom tak, jak jeden ruchliwy „bielas” wleczony po dnie.
Przepoczwarzona pinka i miękki, ochotkowy pellet.
Co ciekawe kilka rybek zasmakowało w miękkim, haczykowym pellecie o smaku ochotki. Oprócz walecznych krąpi udało mi się przechytrzyć również kilka płoci , jelca, klenia i certę. Typowe gatunki reofilne były jednak małe, więc od razu wędrowały do wody.
Dobre trzy godziny wędkowania przyniosły mi sporą ilość krąpi. Ryb nie ważyłem. Po szybkiej sesji ryby wróciły do wody. Zachęcam wszystkich do próbowania swoich sił z rzecznych nurtem. Nie ma nic wspanialszego od znikającej anteny spławika podczas wolniutkiego spływu zestawu. Ale z tego miejsca też uczciwie ostrzegam, łowienie na rzece tyczką jest nieuleczalne i grozi dożywotnim złapaniem bakcyla.
Przy tak wysokiej wodzie, takie rybki cieszą zawsze.
Za sekundę rybki odzyskają wolność.
Do następnego !
Tekst i foto: Marcin Cieślak