ZAWODY

LISTOPADOWE SZCZUPAKI Z JEZIOROWEJ GŁĘBI

          Wyprawa na mazurskie szczupaki chodziła za mną już od dawna. Nieco zmęczony sezonem spławikowym wyglądam już nieśmiało pierwszych przymrozków. Ten okres od zawsze kojarzył mi się z łowieniem drapieżników. Jako, że staram się cieszyć niemal każdą formą wędkarstwa, lubię od czasu do czasu pomachać spinem w towarzystwie znajomych wędkarzy. Na spontaniczny, mazurski wyjazd długo namawiać mnie nie musieli. Wiem bowiem doskonale, ile frajdy sprawia taka eskapada. Dzika a zarazem malownicza przyroda, połączona z drapieżnym szczupkowo-okoniowym klimatem na jednym z niedużych jezior. Każdy mieszczuch powinien przerobić w życiu coś takiego.

Tutaj czas zatrzymał się już dawno.

Miejscem naszej wyprawy było małe, malownicze jeziorko położone w okolicach Olsztynka. Zbiornik leży w otoczeniu lasu, a samo dotarcie nad wodę do najłatwiejszych nie należy. Charakterystyką jeziora jest brak górek, gwałtownych stoków i podwodnych zawad. Maksymalna głębokość oscyluje w granicy 12-13 metrów. W takiej „wannie” łowienie drapieżników wydawać by się mogło dość skomplikowane. Trudno jest przecież szukać szczupłych skoro ryba może stać praktycznie wszędzie. Odkąd sięgam pamięcią w jeziorze tym, zawsze łowiłem drapieżniki na pograniczu wodorostów i otwartej wody. Roślinność podwodna występuje tutaj zazwyczaj do głębokości sięgającej trzeciego metra. Głębiej jest już tylko jeziorowy pelagial i przysłowiowa pustka. Tak bynajmniej myślałem do tej wyprawy.

Echosonda pokazywała, że białoryb powoli grupuje się w ławice i schodzi w głębsze partie wody. Niemal wszystkie ryby zbijały się w grupie na piątym lub szóstym metrze. Gdzieś blisko muszą kryć się zębate! Pierwsze próby obłowienia tych miejsc kończyły się fiaskiem. Żaden z nas nie miał bowiem kontaktu z rybami. Z czystej przyzwoitości próbujemy jeszcze w najgłębszych partiach. Pierwszy rzut i …. jest ! Grzesiek melduje pierwszego szczupaka. Ryba nie jest duża, ale dobiła już do magicznej pięćdziesiątki. Jak mawiają niektórzy, życie zaczyna się po czterdziestce, więc ryba po szybkiej fotce odpłynęła w siną dal.

Pierwsza pięćdziesiątka.

Następne zębate to tylko kwestia czasu. Kolejny szczupak znów pada łupem Grześka. Ryba jest sporo większa i pięknie walczy w jeziorowej toni. Hol sześćdziesięciocentymetrowego szczupaka z prawie dziesięciu metrów to rzecz nie do opisania! Taki szczupak na lekkim zestawie potrafi już nieźle umęczyć. Kolejne branie notuje Daniel. Od razu widzimy, że ryba jest duża, a na lekkim okoniowym kiju zdaje się być olbrzymem. Walka kończy się podebraniem podobnych rozmiarów zębatego. Na moje konto też wpadają drapieżniki. Ryby nie są aż tak duże, ale dają mi już sporo szczęścia. W łowieniu szczupaków najlepiej poradził sobie Grzesiek. Muszę przyznać, że pierwszy raz widziałem, aby sandaczowe podwójne podbicie tak skutecznie prowokowało do brania szczupaki.

   

Hol szczupaka z tak głębokiej wody jest nie do opisania!

Esox wypompowany z ponad 10 metrów !

Sześćdziesiątak z głębokiej wody.

No kill będziemy powtarzać do skutku. 🙂

Czas mija nieubłaganie, a my łowimy. W pobliżu jednej z podwodnych ławic drobnicy dobieramy się do okoni. Ryby żerują dobrze, a brania przypominają atomowe kopnięcia. Pasiaki podobnie jak szczupaki też przebywają głęboko, a to oznacza, że zima jest już chyba za lasem i tylko patrzeć jak spadnie pierwszy śnieg. Najwięcej garbusów łowi Grzesiek na ciemne gumki, ale to Daniel poskramia największego rozbójnika.

Trzydziestak walnął w ciemną gumkę podaną na czeburaszce.

Grzesiek prezentuje swoje pasiaki.

   

  

Powyżej foto kilku pozostałych garbusków.

Tylko jedna zasada C & R

Równiutki trzydziestak przywalił w ciemne kopytko podane na czeburaszce. Ja testowałem phoenixowskie rarytasy, Power Impacty oraz popularne Shinery. Te przynęty nigdy mnie nie zawiodły.

  

Guma Phoenix Shiner na 10 gramowej główce w akcji !

Dodam, że od tej wyprawy do łownej rodzinki dokładam braciszka o imieniu KIKO ! Kiko swoją pracą przypomina jeden z modeli firmy Keitech. Według mnie przynęta jest jednak trwalsza ponieważ nie traci ogonka podczas tak zwanych skubań. Wielu zapewne wie o czym piszę. Pięknie pracująca i co najważniejsza łowna i trwała gumka trafiła już na stałe do mojego arsenału.

Guma Phoenix Kiko podana na troku.

Efekt stosowania Kiko.

Świetne żerowanie ryb przerywa nam wietrzny front. Siwe chmury i przenikliwy, lodowaty wiatr zmusza nas do spłynięcia w płytsze zatoki osłonięte drzewami. Tutaj łowię dyżurnego okonia, a na powrocie dokładam małego Esoxa.

Ostatni skoczek z tego dnia.

Czas wracać, wszak przed nami jeszcze prawie trzysta kilometrów. Za tydzień Grzesiek jedzie na sandacze, a Daniel ma robotę w domu, ale obiecaliśmy sobie, że jeszcze w tym roku pojedziemy na nasze szczupaki z jeziorowej głębi.

Jeśli takie wyprawy mają jeszcze kiedyś przynosić ryby trzeba wypuszczać to co uda się złowić.

Połamania i do następnego.

Na koniec zagadka. Podczas jednego z rzutów wyłowiłem z wody taki zestaw. Do czego służy spławik na grubaśnej żyłce z doczepioną zamiast haczyka gumą ?

Tekst i foto: Marcin Cieślak

Foto: Daniel Cieślak

 

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress