ZAWODY

„METHODA” NA WYŚCIGOWE KARPIE.

                 Majówka nad wodą kojarzy mi się oczywiście z tłumami. Gdzie wybrać się na ryby, aby skutecznie i w sumie w spokoju połowić? Taka myśl długo chodziła mi po głowie.  Tam gdzie najciemniej, pod przysłowiową latarnią powinno być luźno. I właśnie……  było!!! Chociaż jeden dzień z długiego weekendu postanowiłem poświęcić komercji. Ze słyszenia widziałem, że łowisko na którym zaplanowałem moje łowy nie darzy jeszcze obficie rybami. Urokliwość miejsca przyciąga jednak wędkarzy, nawet z dalekich krańców Polski.

Łowisko w Szczęsnem opisywaliśmy w jednym z poprzednich artykułów. Grodziski karpodrom cieszy się coraz większą popularnością.

Ranne wstawanie nie dla mnie, bynajmniej nie teraz, dlatego  zaryzykowałem z tak zwaną drugą zmianą. Około południa byłem nad wodą. Pół godzinki później namoczony pellet tkwił już w podajniku gotowej do zarzucenia methody. Pozostało tylko czekać na pierwsze brania. Tym razem nadarzyła się okazja do sprawdzenia pelletu krylowego, oraz winnerowskiej nowości Jelly Boilies & Chunks.

Czyż te moczone w specjalnej zalewie cacko nie wygląda smakowicie?

Jelly Boilies & Chunks – smak kałamarnica z pomarańczą.

Na początek tradycyjnie użyłem zanęty. Do podajnika powędrowała halibutowa zanęta Turbo. Zawsze przed podaniem pelletu warto znęcić rybę, kilkukrotnie podając mieszankę w łowisko.

Pierwszy o dziwo na grodziskim karpodromie zameldował się zielony linek. Fajny przyłów i dobry prognostyk na kolejne brania. Ryba pokusiła się na białe robaki.

Następne ryby były już tylko kwestią czasu. Ten wyścigowy karpik prawie wyrwał wędkę z podpórek. Następny pobratymca wziął delikatniej majestatycznie przyginając szczytówkę pikera.

 

Czas leciał powoli, a ryby wciąż brały. W końcu na kulkę „diffusion” mam prawdziwą petardę. Karpia oceniam na dobre 7-8 kilo. Niestety zbyt mały haczyk ( numer 12) oraz niepewne zapięcie ryby sprawia, że tracę mój majowy okaz. Ryba tak mocno namieszała w łowisku, że na kolejne branie czekam ponad godzinę.

Krylowy pellet 2 mm. 

 

Nowości  w postaci przynęt „diffusion” sprawdziły się już podczas pierwszej wyprawy.

Kolejna przypominająca sazana „wyścigówka” przygina kij i po sprawnym holu melduje się na brzegu. Po tym karpiku zakończyłem łowienie.

Typowy model wyścigowego karpia.

Na łowisko zamierzam wracać częściej. Może uda się poskromić jakiegoś dinozaura. Z czystym sumieniem polecam wam zabawę z „wyścigowymi” karpiami.

Do zobaczenia nad wodą.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress