Jaki jest „Bóbr” każdy wie ! Włochata kula z zębami jak dwa szpadle i ogonem szerokim jak „Katowicka” za moim domem. Ale nie o takim bobrze ……… więc do rzeczy. Bóbr w okolicach Wlenia płynie wartko, liczne zakręty, kamienie i bystrza nie pozwalają zapomnieć o górskim charakterze tej rzeki, która dla mnie osobiście choć górska z nazwy i gatunków ryb w niej pływających przypomina rodzimą, pobliską Bzurę. W Bzurze jednak pstrągów nie ma, dlatego od dwudziestego szóstego do dwudziestego ósmego lutego, po zebraniu ekipy mocno polskiej, bo z różnych zakątków naszego kraju wyruszyliśmy nad Bóbr w poszukiwaniu pstrągów.
Zrealizować cel pomóc nam miał znany w Jeleniej Górze spinningowy łowca łososiowatych Andrzej „Endriu” Przybytek. Endriu załatwił nocleg , był odpowiedzialny za wytypowanie miejscówek, tak by każdy mógł zaliczyć swojego pierwszego dzikiego potokowca.
Droga, a wyruszyliśmy około północy kurczyła się szybko jak wełniany sweterek po praniu, więc około szóstej trzydzieści byliśmy w Jeleniej Górze. Jedni podróż przespali, inni całą drogę przegadali o taktyce, metodach, przynętach, jednak każdy był gotowy po zakwaterowaniu ruszyć na spotkanie oko w oko z pstrągami z Bobru.
Prawdziwy piątek zaczął się około dziesiątej kiedy zjawiliśmy się nad rzeką. Pierwszą rzeczą była kontrola strażników PSR ! Ciekawe dlaczego u nas nie zjawiają się tak szybko? Uzbrojeni w delikatne zestawy z kijami do max 10g i cieniutkimi plecionkami bądź żyłkami zaczęliśmy łowić . Pierwsze próby pokazały, że długie wędki powyżej dwóch metrów nie bardzo zdają egzamin nad zakrzaczonymi brzegami. Po drugie każdy został szybko zweryfikowany co do umiejętnego podawania przynęty między kamienie w dość wartkim nurcie. Nie zrażając się jednak dzielnie próbowaliśmy przerzucając obrotówki , gumki , wahadełka i woblery.
Mój kropek.

Tomek i jego pstrążek
Po godzinie miałem pierwsze wyjście pstrąga do przynęty. Widok cudowny dla pstrągowego laika jak zachód słońca nad oceanem dla artystycznej duszy malarskiego estety. Aż strach pomyśleć jak może wyglądać branie, ale nim pomyślałem już pstrąg ponowił atak i mimo nie powalających rozmiarów około 32 cm zaczął młynkować na powierzchni wzburzonej rzeki. Hol trwał niewspółmiernie krótko do adrenaliny, która towarzyszyła mi przez dobre następne pół godziny. Bo przecież się udało, złapałem pstrąga !!! Moją radość podzielali koledzy, którzy też nie próżnowali i każdy wyjął rybę. Pierwszego dnia złapałem dwa pstrągi i miałem sześć spiętych ryb, które młynkując na powierzchni spadały w różnych momentach holu. Chłopaki dzień kończyli podobnie ……. tylko Tomek (Rothen) , ten to nie zna umiaru. Spiął może z pięć ryb, ale za to wyjął piętnaście z czego dwanaście sztuk z jednej miejscówki. Największy pstrąg mierzył 42 cm. Cast w tym dniu rządził.
Jeden z potokowców.
Zadowoleni wracaliśmy na kwaterę by następnego dnia skoro świt ruszyć znów na te piękne kropki. Świt się przedłużył do południa i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Znów jechaliśmy na stanowiska , Jeleśnia , Wleń , Pilchowice. Każdy z trzech czteroosobowych ekip na swoje upatrzone sektory.
Pstrąg z casta .
Drugiego dnia nie było już tak kolorowo. Kilka wyjść , dwie złowione ryby i załamanie pogody uświadamiało nam dobitnie że nie jest to jednak proste łowienie. Ostatniego dnia pobytu nad wodą zjawiliśmy się wcześnie , chyba nawet za wcześnie bo temperatura górskiego powietrza dotkliwie przypominała, że śniegu może nie ma zbyt wiele, ale zima jest na całego. Wędkarsko dzień skończyliśmy około trzynastej.
Każdy zaliczył jakąś rybkę. Szybka zwijka na kwaterę , pakowanie i w drogę bo przecież do domu jeszcze 500 km.
Wiem, że będę musiał to powtórzyć. Górska rzeka , świetne , przepiękne rybki i towarzystwo wieczornych rozmów. To właśnie otaczało mnie przez te krótkie trzy dni pobytu. Chłopaki planują powtórkę w kwietniu. Kto wie jeśli czas pozwoli, zawitam nad Bóbr razem z nimi. W każdym razie wszystkim polecam spinningowo – castingowe potyczki z dzikim pstrągiem, bo taki klimat nie zdarza się co dzień.
Tekst i foto: Daniel Cieślak.