Od przybytku jednak głowa boli! Tak w skrócie mogę opisać moje nastawienie do najbliższych zawodów. Po dwóch treningach, jednym z batem w dłoni, a drugim tyczkowym, wciąż nie wiem jaką taktykę przyjąć na zawodach. Gdybym nie kupił tyczki problemu bym nie miał:D. Ale tak na poważnie…
Pierwsze rozpoznanie terenu miało miejsce tydzień przed zawodami i skończyło się dość słabym wynikiem. Nie był to jednak typowy wypadek przy pracy, bo inni zawodnicy, którzy przyjechali tego dnia na ryby również mieli problemy ze złowieniem czegokolwiek.
Zanętę jaką przygotowałem na trening oparłem, na nowym GMS Gutka płociowo – leszczowym w proporcjach 1:3 z glinami i ziemiami. Nie posiadałem ani jokersa, ani ochotki hakowej.Tylko pinka.
Złowiłem ponad 2 kilo ryb w aż 5 godzin. Na początku myślałem, że mocno coś popsułem, bo będąc dzień wcześniej na spacerze widziałem jak dwóch kolegów łowi ładne płocie. Sytuacja uległa zmianie gdy jeden z nich przyjechał połowić także i tego dnia i okazało się, że to co było wczoraj ma się nijak do tego co jest dziś. Prawdopodobnie lekkie załamanie pogody, z dziwnymi jak na tę porę porannymi przymrozkami wybiły rybom mocne żerowanie z głów.
U innych także w siatkach wiało pustką.
Druga szansa na wypad treningowy nadarzyła się w czwartek 12 kwietnia.
Na ten trening postanowiłem zabrać niedawno zakupioną tyczkę, choć z góry nastawiałem się na to, że na Walczewskim o tej porze raczej tyczką się nie wygrywa. Tym bardziej, jeśli ktoś jeszcze nie potrafi nią władać;)
To był mój drugi wypad, podczas którego łowiłem metodą skróconego zestawu. Tym razem na zanęcie postanowiłem nie oszczędzać i do wiaderka wrzuciłem mieszankę opartą na Gardonsie, żeby w razie porażki pozbawić się możliwości zrzucenia winy na zanętę;). Jeśli chodzi o mięsko, to również łowiłem bez jokersa i ochotki, a przynętę stanowiła pinka.
Podczas treningu oprócz mnie, żaden z około dziesięciu wędkarzy spławikowych i gruntowych nie miał nawet brania. Dodam, że nie byli to wędkarze sportowi, wiec z tego wniosków daleko idących nie wyciągam.
Cieszy natomiast to, że ryba mi brała i mogłem popatrzeć kilka razy na mocno wyjeżdżającą z topu gumę:)
Szału nie było, ale złowiłem około 4 kilogramów ryb, w tym dwa linki ok 35 cm, kilka ładnych płoci i trochę drobiazgu.
Wciąż jednak ciężko stwierdzić jak mam łowić na zawodach i na którą metodę postawić! Bo jeśli będą brania mizerne to bat może być mniej skuteczny. Szczególnie jak będzie wiało! Tyczka z kolei w moim wykonaniu nie będzie skuteczna jeśli brać będą żyletki, bo moje umiejętności w operowaniu kijem nasadowym dalekie są jeszcze od nazwania ich dobrymi.
Powyższe wyniki jednak mnie nie przerażają, bo w ubiegłym roku na treningu było ponad 5 kilo lekka ręką, co uśpiło moją czujność i niezbyt starannie się przygotowałem do Pucharu Starosty. Skończyło się na wyniku ok 1500 i miejscu 10 na 22 startujących. Oby tym razem było lepiej:)
Tekst i foto:
Tomasz ”sircula” Sikorski