Niedzielny wrześniowy poranek na Narwi w Okuninie przywitał nas chłodem i mgłą gęstą jak mleko. Zimno, a do tego tradycyjny spęd wędkarzy przypominający giełdę.
To wszystko sprawiło, że mieliśmy z Pawłem mieszane uczucia czy dobrze tego dnia połowimy. Na szczęście miejscówka koło drzewa była wolna. Jako jedyna!
Nie mając wyboru usiedliśmy przed drzewem i poddaliśmy dno gruntownej analizie „żabki”. Paweł usiadł z mojej prawej strony i miał na drodze spływu zestawu kilka wyraźnych zaczepów. Ja dno miałem czyste i twarde z małym dołkiem w okolicy zwalonego drzewa. Ponieważ woda bardzo opadła nie zdziwiło mnie, że na jedenastym metrze tyczki było zaledwie metr i osiemdziesiąt centymetrów głębokości. Zaledwie ! Bo jeszcze parę tygodni temu woda w tym miejscu wahała się w okolicach trzech i pół metra.
Lekko zaniepokojeni, w otoczeniu gruntówek zaczęliśmy przygotowywać mieszankę. Tym razem postawiliśmy na najtańsze zanęty mondialF wymieszane z zanętą Turbo Marcela i atraktorem „White Brasem” tego samego producenta o specyficznym ostrym zapachu.
Całość podzieliliśmy na trzy części i wymieszaliśmy z gliną rzeczną. Do tego tradycyjne „betonowanie” klejami Górka. Za okrasę mięsną posłużyło nam 500 ml mrożonego białego i 250 ml mrożonej pinki.
Uciąg przy takiej wodzie był mały. Dwudziestogramowym spławikiem dało się łowić na stopa, a dwunastogramowym „Gutkiem” pływałem z dość wolnej przepływanki. Paweł w obawie o zaczepy na dnie, wybrał topy z mocnymi jak na tą wodę gumami rzędu 1,6 mm. Do zestawów uwiesił piętnastogramowe Cralusso i dwudziestkę do stopa.
Po nęceniu przyszedł czas na łowienie i tu miła niespodzianka. Już w drugim przepłynięciu Paweł wyjął przyzwoitą płoć. Potem kolejną…
Tego dnia to płocie zdominowały łowisko z syto zastawionym stołem. Udało nam się wyjąć dwa leszczyki za około 400 punktów i kilka krąpi. Przyłowem była też mała certa.
Resztę ryb stanowiły płocie, które momentami brały co wstaw. Mimo, iż ryby przepadały na okresy piętnastu, dwudziestu minut, to na brak brań nie mogliśmy narzekać. Sporą część czasu przełowiliśmy na stopa, ale dużych leszczy po prostu nie było. Może zabrakło okazów, ale byliśmy nałowieni i zadowoleni.
O jedenastej, grubo przed południem zakończyliśmy wędkowanie. Wyniki : Paweł około 4 kilogramów – same płocie i jeden leszczyk.
Marcin : około 6 kilogramów – płocie, leszczyk i kilka krąpików.
Tekst i foto: Marcin Cieślak