Z pewnością, gdybym miał pisać ten artykuł po tylko jednym ostatnim wypadzie, to bym już zawiesił wędki do methody na kołku. Udało się wprawdzie coś złowić, ale były to raptem 2 ryby i w sumie 4 brania. Wtedy było zimno, padał deszcz ze śniegiem, a niebo było totalnie zachmurzone. Nie dałem za wygraną i kilka dni później pojechałem jeszcze raz. Okazało się, że pomimo podobnych temperatur, duże znaczenie dla wyników okazało się to, czy jest pochmurnie, czy słonecznie. Ryby w pochmurny dzień niemal odcięło, a jak było w dzień słoneczny?
Ten sam akwen, pobliska glinianka i praktycznie podobny pomysł na wędkowanie. Pierwszego dnia jednak nie było specjalnie co pokazać, bo skończyło się na dwóch, bardzo mocno wypracowanych rybkach. Ubranie zmieniłem już na cieplejsze. Pierwszego dnia, choć byłem ubrany bardzo ciepło to jednak z powodu przenikliwego zimna w nogi musiałem kilka razy zejść z kosza, a przez rozgrzewanie się, dreptając w miejscu straciłem 3 brania z 5, które miałem przez cały dzień.
O tej porze roku i przy temperaturach bliskich zera, stawiam bardziej na dopaloną mączką zanętę niż pellety. Staram się też porządnie ją przesiać przez sito, aby była jak najlepsza praca. O tej porze roku zależy mi na ruchu w łowisku i braniach nawet drobnicy. Każdy element trzeba mieć dopracowany. Oczywiście namaczam też odrobinę pelletu, ale tak symbolicznie. Dobre do tego są małe opakowania na tzw. jeden raz i nie chodzi mi tu o śledzika:))
Śladowa ilość pelletu i dopalona mączką ciemna zanęta powinny wystarczyć na całą ok 4-ro godzinną sesję.
Trzeba mieć świadomość, że o tej porze podczas wędkowania na głębokich gliniankach, nie należy się spodziewać zatrzęsienia brań, a każde poważne wskazanie, którego nie zatniemy, boli podwójnie. Także uczulam, aby dobrze się ubrać i nie bagatelizować żadnej części garderoby. Jest w końcu bardzo wyraźne branie, ale ryba jakoś dziwnie idzie…
Pierwsza ryba podczas takiego ekstremalnego łowienia, zawsze cieszy najbardziej bo nie ma zera! Tym razem niewielki pistolet, i nie wiem, czy znęcił go aromat mączki rybnej, czy po prostu ni trafił w drobnicę kręcącą się przy przynęcie. Tak czy inaczej. Ryba jest. Na brania czekam od 15 do nawet 20 minut. Po tym czasie przerzucam zestaw. Woda jest ultra zimna, więc trzeba pozwolić dać rybom szansę zareagować. Drugi wpada mały karpik. Jest w końcu biała ryba. Wprawdzie to tylko kroczek, prawdopodobnie z jesiennych zarybień, ale cieszy.
Staram się łowić na najmniejsze przynęty. Ba nawet je lekko zeskrobuję, ale tak aby ni utracić wyporności, którą sprawdzam w kuwecie z wodą.
Mała przynęta typu mikrus jest odpowiednia na tę porę roku
Godzinny przestój sprawił, że zacząłem się zastanawiać, czy jest sens siedzieć, kilka przerzuceń zestawu bez brania potrafi zmęczyć mentalnie. W tym miejscu napiszę, że wędkowałem na 35 metrze. To odległość na którym zaczyna się wypłycenie i łatwo sprawdzić, lekko korygując odległością na klipie, czy ryby są na płytkiej wodzie, gdy słońce świeci, czy jednak z powodu zimna są już na głębokiej. Tym razem kilka sztuk wyszło do przynęt na płytkim blacie. Nie poddawałem się, wydłużyłem nawet czas oczekiwania na branie do 25 minut. Tak długo dawno nie czekałem ze stoperem na branie. Nagroda za cierpliwość jednak przyszła.
Wpadło też kilka płotek, które brały bardzo pewnie. Brania większych ryb były bardzo delikatne, więc warto uważać, bo można przeoczyć. Letnie zabieranie kija to już rzadkość o tej porze roku. Zdecydowanie nie odkładam wędzisk na kołki. Kolejne podchody z metodą, jeśli pogoda pozwoli i nie pojawi się lód na gliniance są tylko kwestią czasu. Wtedy wzbogacę swoje łowienie o zblendowany chlebek tostowy w zanęcie i krążki z chleba tostowego na haku. Może chleb zamiast waftersa będzie robił lepszą robotę w przenikliwie zimnej wodzie. Do następnego.
tekst i foto: Tomek Sikorski
A jeśli macie jakieś pytania do mnie, to zapraszam do kontaktu poprzez profile fb: Tomek Sikorski Wędkarstwo