Końcówka maja to czas rzecznych leszczy. W tym roku ze względu na temperatury tarło było mocno przeciągnięte i w niektórych rejonach leszcze tarły się późno a może i jeszcze odbywają amory. Areną mojego wędkowania była jedna z odnóg mazowieckiej Wisły. O tej porze lubię takie odcinki. Woda jest w nich odrobinę podniesiona, co sprzyja pojawianiu się ryb i co za tym idzie ich żerowaniu.
Rzut oka na wiślaną odnogę.
Na moje wędkowanie przygotowałem zanętę o smaku włoskiej babki. Zanętę stosowałem już kilkukrotnie. Leszcze ją bardzo lubią co możecie zobaczyć choćby klikając tutaj. Tradycyjnie do zanęty powędrowało pieczywko fluo i mrożonki. Całość zmelasowałem i dodałem odrobinę słodzika. Do nęcenia wstępnego przygotowałem glinę rzeczną i wiążącą. Całość skleiłem bentonitem i dodałem kukurydzę, kastery i około pół litra mrożonej pinki. Jako, że łowiłem dość blisko na około 20 metrze, spłaszczone kule postanowiłem podać z ręki.
Smak włoskiej babki sprawdzał się już nad Wisłą,
Melasa to obowiązkowy składnik wszystkich rzecznych zanęt.
Pinka w zanęcie czyli coś dla leszczy.
Wędkowanie nie było łatwe. Dużo nieczystości czepiało się żyłki i szybko ją niszczyło. Musiałem często ucinać żyłkę i wiązać zestaw od nowa. Ten budowałem z krótkim feeder linkiem i skrętką do której mocowałem metrowy przypon. Ranek był dość marny. Kilka krąpi, sapka , jakiś mały klenik to wszystko co spróbowało moich przynęt. Dopiero koło południa większe ryby zawitały w łowisku i ustawiły się w nęconej linii. Leszcze wybierały dendrobeny z podpiętymi białymi robakami lub pinką. Po pół godzinie intensywnych brań, łowisko wymagało kolejnego donęcania i odczekania. Potem znowu wracały leszcze. Wszystkie złowione ryby były już wytarte.
Krąpik na początek
Piękna prawie czarna łopata!
Ryba dnia!
Ryb nie trzymałem w siatce. Każdy złowiony leszcz po szybkiej fotografii trafiał do wody. Kilka sztuk było już na prawdę przyzwoitych. Cieszył mnie fakt, że nie miałem spinek. Zgubiłem tylko jednego leszcza i to przez to, ze koszyk zaczepił o podwodną rafkę, ugrzązł w kamieniach co pozwoliło rybie uwolnić się z haka.
Amatorzy dendrobeny.
Użyłem wędek 3,6 m o ciężarze wyrzutu do 120 i 150 gram, które uzbroiłem w szczytówki 3 oz. Koszyczki Feeder Pro, które powędrowały na moje zestawy miały równo 100 gram i były wyposażone w kolce. Najlepsze brania odnotowałem na dendrobeny. Jedna ryba wybrała kukurydzę a drobniejsze ryby połakomiły się na białe robaki.
To był wspaniały dzień, który na pewno powtórzę.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak