Po ostatnim udanym wędkowaniu z metodą postanowiłem sprawdzić jeszcze kilka rzeczy, o których po prostu zapomniałem podczas rannego treningu. Wybrałem się zatem ponownie na gliniankę na tak zwaną popołudniową sesję. Tym razem chciałem ustalić jak ryby będą reagować jeśli w wodzie znajdą się większe przynęty rzędu 10- 12mm i do tego w wersji pływającej. Wcześniej łowiłem głównie na waftersy w standardowym rozmiarze 8 mm. Waftersy pozwalają się tutaj na pewno wyłowić, bo bierze na nie niemal każdy rozmiar zamieszkujących w zbiorniku ryb, ale ciężko jest wyselekcjonować większe i co za tym idzie sprytniejsze okazy. Liczyłem, że większa przynęta da mi więcej jakości kosztem ilości.
Łowiąc duże ryby warto zrobić zestawy przelotowe z szybkozłączką.
Do kuwety trafił identyczny pellet i zanęta jakiej używałem rano, ale dodatkowo zabrałem ze sobą dopalacz w postaci rybnego boostera. Jeśli ktoś przegapił jakiego pelletu użyłem może to sprawdzić klikając tutaj. Arsenał przynęt składał się głównie z pływających 10 mm przynęt Sub Zero. Wyczuwalna mieszanka rybnego aromatu połączonego ze skisłym masłem musiała być pewniakiem. I była!
Po południu łowię na duchy od Method Mania.
Ghost na włosie!
Jeśli chodzi o stołówkę zasypałem ją od razu czterema karmnikami pelletu i dwoma karmnikami zanęty. Zanęta co prawda mogła przyciągnąć drobniejsze ryby, ale lubię jak w wodzie coś robi tak zwaną chmurkę. Niby czemu karpie miałby jej nie lubić. Na pierwszy ruch szczytówki czekałem równie 20 minut. Trzeci rzut dał mi od razu grubszego karpia. Ryba jednak dość mocno kotłowała w łowisku, dlatego na kolejne branie znowu czekałem koło 20 minut. Takie przygięcia wędki robią tylko karpie. Nie myliłem się kolejny piękny karpik wjechał do podbieraka. Średnio co 10 -15 minut łowiłem karpia. Co ważne moim łupem padł tylko jeden japończyk.
Piękny karpik na pływającą przynętę.
Jedyny japończyk z tej sesji.
Kolejna wspaniała ryba.
To bardzo ciekawe doświadczenie bo może nie wyselekcjonowałem w łowiku olbrzymów, a są tu karpie dochodzące nawet do kilkunastu kilogramów, ale ograniczyłem brania innych ryb z wyjątkiem karpi. Dodam jeszcze, ze co trzeci, lub czwarty rzut dipowałem karmnik, ale nie wpłynęło to na czas oczekiwania na branie, natomiast wpłynęło zdecydowanie na jakość brania. Dipowany karmnik ryby chciały zjeść chyba w całości! Dobrze, że wędka była odpowiednio zabezpieczona w podpórce, inaczej pewnie któraś z ryb zabrałaby wędkę. Następna wyprawa na karpie za jakiś czas, ponieważ teraz ruszam ponownie w stronę rzeki. Relacjami oczywiście podzielę się na łamach naszej strony.
Double Dose – Krewetkowy booster trafiał na co trzeci podajnik.
Połamania!
Tekst i foto: Marcin Cieślak