Jesień w tym roku mocno przeplata pogodę. Człowiek nawet gdyby chciał, nie ma szans przyzwyczaić się ani do słońca, ani do pochmurnego nieba. W ciągu dnia potrafi zagrzmieć i popadać potem powiać, po to aby przegonić chmury i rozpogodzić niebo. Taki właśnie zastałem początek października.
Pochmurny ranek. Zaraz spadnie deszcz… Do kuwet wsypię 2mm mikropellet o smaku sfermentowanej kukurydzy.
Przyznam szczerze, że w tym dniu bardzo chciałem jechać nad rzekę, ale w momencie pisania tej relacji wiślana woda była za bardzo wysoka. Ostatnio wyłowiłem się na spławik, dlatego zamiast gapić się w antenkę postanowiłem pogapić się w szczytówkę feedera. Nie pozostało mi nic innego jak sięgnąć po wędki do methody i pojechać na jakiś karpodrom. Na łowisku, które mieści się niedaleko Sochaczewa byłem grubo po śniadaniu. Wytypowałem losowe stanowisko i rozłożyłem kosz.
Grubszy również kukurydziany pellet posłuży mi jako amunicja do procy.
Tym razem do kuwet wsypałem pellet 2mm od firmy Bestfeed o smaku sfermentowanej kukurydzy. Do method mixu miała posłużyć mi zanęta tej samej firmy o smaku czerwonych robaków. Wziąłem także grubszy kaliber przynęt do procy.
Na początku łowisko o dziwo nie darzyło rybami. Na pierwsze branie musiałem czekać około 20 minut. Ryby wolno ustawiały się w podwodnej stołówce. Donęcanie zanętą i strzelanie z procy też nie wiele pomagało. Pozostało mi szukać najlepszych kolorów przynęt hakowych i oczywiście smaków. Liczne obcierki żyłki sygnalizowały, że karpie kręcą się przy podajniku, ale coś im nie odpowiada. Zazwyczaj w tej wodzie sprawdzają się pomarańczowe i różowe odcienie przynęt. Ale w dniu mojego wędkowania to kolor żółty był najlepszy. Pływający 8 mm pop up o smaku kukurydzianym “odpalił” mi łowisko i był dla karpiowatych pokusą nie do odparcia.
Methoda już naładowana.
hol…
i podebranie zdobyczy.
Karpik w rozmiarze wyścigowym.
Azjatycki przyłów.
Mój killer!
Mimo, że ryby brały pewnie, zapięte były za tak zwaną skórkę. Dwa karpie wciąłem w wąsa. Miałem też momenty przegrane, gdzie podczas holu gubiłem ryby. Kombinacje z przyponami na szczęście pomagały i mogłem wrócić do regularnego odławiania karpi. W tym dniu najlepszy był hak z gumką na włosie i plecionką na przyponie. Duży hak o rozmiarze 10 trzymał ryby pewnie. Z mniejszego ostrza ryba potrafiła spaść. Nie zmieniałem długości włosa, aby ograniczyć straty czasowe do minimum.
Pełnołuski co widać po płetwach miał niezłe przejścia.
Podczas karpiowej sesji złowiłem 15 karpi, amura i dwa liny. Trening bardzo się przydał, szczególnie, że lada dzień kolejne zawody.
Tekst i foto: Marcin Cieślak