Przyznam szczerze, że tym razem zwyczajnie nie miałem pomysłu na rzekę. Pierwsze dni chłodów z zimnymi nocami to zawsze niewiadoma. Czy ryby spłynęły na spokojniejszą i głębszą wodę, a może nadal trzymają się głównego nurtu i rynien?! Takie pytania chodziły mi po głowie. Znam na szczęście miejsca, gdzie ryby łowi się przez cały rok. Są to opaski rzeczne. Bywało już, że łowiłem z nich ryby w listopadzie a nawet grudniu. Przez moment wahałem się jeszcze nad jedną z narwiańskich ostróg gdzie jesienią także biorą ryby, ale ostatecznie padło na jedną z wiślanych opasek.
Dziś interesują mnie tylko leszcze.
Na moją wyprawę wziąłem dwa feedery do 90 i 100 gram wyrzutu. Wędki uzbroiłem w dwuuncjowe szczytówki. Zestawy były proste. Na żyłkę założyłem adaptery typu „feeder beads”, zblokowane stoperem i krętlikiem. Koniec wieńczył przypon z 0,14 Cralusso z ownerowskim pin hookiem numer 12. Tak naprawdę bardzo często łowię w ten sposób, a jedyne różnice wynikają tylko z grubości przyponów i ewentualnie w modelach i rozmiarach haków.
Dodatki obowiązkowe od Marlina.
Zanęty na jakie tym razem postawiłem to marlinowski leszcz i feeder od Carpio. Obie zanęty są słodkie i pachną ciastkami. Mieszankę zmelasowałem i dodałem pieczywko fluo, topione białe robaki oraz płatki leszczowe i owsiane. Do zanęty powędrowały także resztki mrożonek w postaci białych i pinki. Zanęta była więc słodka i mięsna. Na śmierdzące zanęty przyjdzie jeszcze czas, jak zrobi się zupełnie zimno.
Zanęta już prawie gotowa. Dodatek płatków to obowiązek
Na wstępie posłałem w łowisko około 10 koszyczków zanęty. Następnie przystąpiłem do łowienia. Początek był bardzo obiecujący. Od razu pojawiły się leszcze. Co prawda czasem w łowisko wpływały „skalarki” czyli miniaturowe leszczyki oraz krąpie i inny białoryb, ale cieszył mnie fakt, że w łowisku kręcą się i biorą bremesy. Podczas łowienia trafił się także piękny 38 cm garbus, który wybrał białe robaki. Ryby najlepiej reagowały na białe robaki barwione na czerwono. Hak musiał być cały zakryty dużym pęczkiem robaków. Tylko duże przynęty interesowały leszcze. O dziwo nie złowiłem nic na czerwone robaki, nie wliczając babki i dwóch małych kiełbików. Brania ucięły się koło godziny jedenastej kiedy wyszło słońce.
Pierwsze chlapaki.
Nieco lepszy leszcz.
Ta ryba jest już przyzwoita.
Nagroda za cierpliwy hol.
Zielona niespodzianka.
To był bardzo rybny dzień. Wodom cześć.
Wyniki.
Tekst i foto: Marcin Cieślak