ZAWODY

FEEDER NA LUZIE

Kolejny raz sprawdziło się, że podczas majówki ma być 30 stopni! I było tyle, że w sumie! Pierwszego maja było 10 stopni, drugiego 10 i  trzeciego maja również 10 stopni celcjusza. Ci którzy sobie wzięli urlopy i  zaczęli świętować pod koniec kwietnia, Ci  pogodę mieli.  Reszta musiała obejść się smakiem i liczyć, że nagłe skoki temperatury i spore nocne ochłodzenie,  tym razem na ryby wpływu mieć nie będą.

Gdy nie ma wyjścia, to się człowiek specjalnie nie zastanawia i jedzie na ryby mimo wszystko. Zawsze lepiej być nad wodą niż nie być, te słowa  można spokojnie postawić na półce obok  „piłka jest okrągła a bramki są dwie„.  Tak też uczyniłem i pomimo zapowiadanych wcześniej opadów i burzy udałem się na majówkowe co nie co.

Terenem moich zmagań było łowisko Koła PZW nr 9 W Błoniu, na którym ustanowiono w tym sezonie strefę „Złów i Wypuść”, czyli wszystko co złowimy wraca do wody. Obowązuje też zakaz używania siatek. Wyjątkiem są jedynie zawody. W końcu miała być burza, więc może to i lepiej. Mniej sprzętu do pakowania w pośpiechu;)

Miał być relaks więc postanowiłem, że tym razem w ruch pójdzie klasyczny feeder. Do pokrowca włożyłem dwie dość delikatne wędki uzbrojone w klasyczne zestawy do łowienia białorybu zakończone przyponami o długości 50 cm i 70 cm z hakami 16 i 18.

Do wiadra trafiło 3/4 kilograma miodowo-kokosowej zanęty Profess, która po namoczeniu nabiera ciekawego słodkiego aromatu. Do tego dodałem jeszcze pół szklanki gotowanych konopii, a całość zmieszałem z lekką ziemią w stosunku 1 do 1. Do mieszanki dodałem trochę pinki i dosłownie ok 70 gram jokersa. Na haczyk zaplanowałem od 1 do 3 ochotek, lub kanapkę ochotkę z pinką.

Koszyk do wstępnego nęcenia wypchany słodkościami.

Ustaliłem, że będę łowił na 25 metrze. To bezpieczna odległość, która podczas deszczu i wiatru gwarantuje w miarę celne nęcenie i precyzyjne  wędkowanie. Na początek do wody posłałem 8 koszyków do wstępnego nęcenia.  Byłem gotowy do wędkowania. Niestety z biegiem czasu wiatr wzmagał na sile, a fala dość mocno przenosiła swoje ruchy na szczytówkę.

Początek wędkowania był do przewidzenia. Weszła drobnica i na nudę nie można było narzekać. Małe leszczyki, płotki i okonie w pierwszych kilkunastu minutach wędkowania brały co rzut. Nie na takie łowy tu jednak przyjechałem! Liczyłem szczególnie na zielone prosiaczki, w które ten akwen ostatnio jest dość bogaty. Po pewnym czasie jednak brania drobnicy ustawały, a w łowisku zameldowały się, może nie okazy, ale rybki średnie.

Lin bez względu na wielkość zawsze cieszy:)

Z racji tego, że  przygotowałem dość mało zanęty, to założyłem sobie, że w momencie wejścia deko większych ryb dodam do mieszanki trochę solidniejszego towaru, aby utrzymać w łowisku ryby na dłużej. Dodałem więc resztę pinki i pokruszonego pelletu.

Zabieg ten tak jak napisałem powyżej miał zastąpić ilość, bo  drobnica wyjadła sporo zanęty i trzeba było kilka koszyczków od czasu do czasu dorzucić. Nie podawałem już później „bomb” zanętowych, ale seriami po 3-4 zarzuty, zwykłym 15 gramowym koszykiem. Miałem pewność, że nie spłoszę tym samym kręcących się w okolicy ryb. Rybny pellet z pewnością miał wpływ na pojawienie się w polu nęcenia kilku całkiem fajnych okoni.

Na szczęscie prócz okoni na haczyku meldowały się także kolejne linki i całkiem przyzwoite płocie. Choć najwięcej było tych małych płoteczek, które brały niemalże atomowo.

Pozostałe gatunki tego dnia brały bardzo delikatnie. Dwa liny niestety spięły się w trakcie holu tuż przy podbieraku. W sumie udało mi  się złowić 5 zielonych prosiaczków, kilka fajnych okoni i płoci oraz sporo drobiazgu. Brakowało jedynie leszczy, ale te prawdopodobnie w tym momencie, w krzakach odbywają swoje godowe harce.

Mimo niesprzyjającej pogody wypad się udał. Szału może nie było, ale udało się wyjąć sporo fajnych w tych warunkach rybek z różnych gatunków. Pod koniec wędkowania wyszło słoneczko, ryby już z rzadka trącały przynętę i aż chciało się wygodnie oprzeć i zaliczyć drzemkę! Jak relaks to relaks:) Każdy dzień nad wodą cieszy. Ważne, że tego dnia rybki też przyginały szczytówki. Mam nadzieję, że po sezonie lub kilku, woda „Złów i Wypuść”  Koła PZW nr 9 w Błoniu  będzie prawdziwym eldorado! Wodom Cześć!!

Tekst i Foto

Tomek Sikorski

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress