Trzy lata zajęło mi wybranie się ponownie na tytułowy Potulik, czyli miejski, niezwykle zadbany zbiornik znajdujący się w Pruszkowie. Akwen położony w malowniczym Parku Potulickich leży na wylocie ze ścisłego centrum miasta. Sąsiaduje bezpośrednio z mniej już niestety zadbaną Utratą, która przepływa dzielnie przez Zachodnie Mazowsze niosąc ze sobą wszystko co się do niej wrzuci lub wyleje. Tuż za wspomnianym ciurkiem znajduje się Stadion Znicza Pruszków, na którym dobrych kilka lat temu miłośnicy piłki nożnej, w tym i niżej podpisany obserwowali w akcji Roberta Lewandowskiego i Radosława Majewskiego. Ech… to były czasy.
Impulsem, który w końcu sprawił, że wybrałem się w to miejsce ponownie jest Rapa Cup, czyli impreza, która już za trzy dni odbędzie się na tym zbiorniku. Kilka lat temu walczyliśmy tu w popularnych otwartych zawodach sklepu Pawmar. Archiwalne relacje znajdują się oczywiście na naszej stronie i możecie przeczytać je m.in. w tym i tym miejscu. Każdy, kto lubił łowić płotki, w miarę szybko i regularnie chętnie odwiedzał tę wodę. Aby liczyć się w stawce trzeba było zawsze złowić około 200 rybek. Postanowiłem więc sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu, czy może akwen jednak się odrobinę zmienił.
Połowa września to wciąż piękna zieleń i spokój, bo nad wodą nie było żywej duszy. Czyli “nie biorą”:)
Wieści od kolegów z pruszkowskiego koła, które rozgrywa tu swoje Mistrzostwa były takie, że płoci wciąż jest pełno, ale już nie tylko pomarańczowopłetwą można tu wygrywać. Wpuszczane swego czasu leszcze mocno już zmężniały, a sztuki w okolicach kilograma nie są wcale takie trudne do złowienia. Żerują jednak daleko od brzegu i aby się do nich dobrać potrzebna jest odleglościowka. W tym roku odbywały się tu Mistrzostwa Polski Niepełnosprawnych i z relacji znalezionych w internecie można było się dowiedzieć, że leszcze trafiają się także bliżej, ale stanowiskowo. Niepokojące natomiast były wyniki. Wcześniej robiliśmy tu w turze 3,5 -4 kilogramy, a podczas tej imprezy po za kilkoma wynikami rzadko kto uzyskiwał 2 tyś punktów.
Sprzęt: Tego dnia postawiłem na prostotę i szybkość. Tyczka została w domu, a do pokrowca trafiły jedynie dwa pięciometrowe baciki. Zestawy zbudowane na solidnej żyłce 0,12 i przyponach 0,079. Haki różnej maści przeważnie nr 20. Wypad ten potraktowałem mocno testowo. Dużo czasu poświęciłem także na doważenie i sprawdzenie zestawów.
Ciekawostka:Na tym akwenie zainstalowano fontannę, która cały czas natlenia wodę, ale wytwarza też prąd, który utrudnia łowienie batem. Ryba bowiem nie zawsze chce pobierać fruwającą przynętę. Dlatego na zawody warto wziąć ze sobą jednak tyczkę.
Jako podstawę mieszanki użyłem płociowej zanęty Grand Roach firmy Sars. Zanęta jest dość ciemna, o lekko czekoladowym aromacie. Odpowiada mi ta mieszanka, bo częściej o tej porze roku wybieram jeszcze zanęty słodkie niż ziołowe. Nie wiedziałem co się aktualnie dzieje w wodzie, więc postawiłem na wariant ostrożny. Wsypałem do wiaderka tylko 0,6 kilograma spożywki, dodając do tego jeszcze prażonych konopi. Płocie w tym płytkim, bo nieprzekraczającym 1,5 metra głębokości akwenie łowię przede wszystkim z opadu, więc konopie pozwolą mi robić więcej zamieszania nad dnem. Uniosą frakcje zanęty i będą prowokować tym samym ryby do szybszego zasysania przynęty. Zanim jeszcze ta dotrze do dna. Do zanęty dodałem pół paczki ziemi torfowej oraz pół paczki mieszanki klubowej kanał również firmy Sars. Pozostałe “połówki” ziemi i mieszanki połączyłem, przesiałem i użyłem jako nośnika do odrobiny jokersa, która pozostała mi po ostatnich zawodach. Część robaczków podałem dodatkowo w double leamie. Tak na wszelki wypadek, jeśli w łowisko wejdą leszczyki to będą miały co wybierać. Oczywiście nie liczyłem specjalnie na skuteczne odławianie leszczy 5 metrowym bacikiem.
Minusem tego typu spontanicznych wypadów jest brak możliwość pełnego przygotowania. Zabrakło więc niestety ochotki, która nie przeżyła tych kilku dni po zawodach i o ile jokersa mogłem wykorzystać, to ochotka padła jak pies Pluto. No dobra! Raczej ja nie miałem zbytnio czasu aby o nią zadbać. Skazany byłem zatem na pinkę, która w momencie słabszego żerowania nie jest atrakcyjną dla ryb przynętą. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Wędkowanie rozpocząłem około 10.30. Pojawiło się słońce, ale w cieniu drzew było bardzo zimno. Szybko przeprosiłem się z grubymi ciuchami, które już do końca sesji miałem na sobie. Wiatr był zmienny. Niezbyt mocny, ale tak jak wspomniałem wcześniej prąd wody szybko znosił zestaw. Niestety! Wszelkie zabiegi z niższym rozłożeniem obciążenia kończyły się zanikiem brań. Pojedyncze z początku płoteczki, jazgarze, a nawet kiełbie nie napawały mnie optymizmem.
O szybkościowym wędkowaniu mogłem zapomnieć. Zabrałem się więc do kombinowania. Po pewnym czasie ruszyło. Zmylił mnie trochę prąd wody, bo górą ciągnęło w inną stronę niż dołem. Rozmycie więc miałem w innym miejscu i tam właśnie ustawiły się ryby. Zacząłem odławiać płoteczki. Ryby odskakiwały często, ale strzał z procy pinką i rzadziej konopiami przyciągał je z powrotem. Pojawiające się przestoje zaczęły mnie intrygować. W pewnym momencie wszystko staje się jasne. Zacięcie, kij wygięty w pałąk i pulsujący leszczowy ciężar na końcu daje odpowiedź na pytanie skąd te przestoje. Niestety ryba była za duża i zerwała się podczas kolejnego odjazdu. Po czymś takim należy oczywiście donęcić. Sprawdzam przy okazji, czy płotki reagują lepiej na ziemię z jokersem, czy także spożywka, podczas donęcania im nie przeszkadza. Tego dnia reagują podobnie i na to i na to!
Ryby się rozkręcają, ale bywają momenty przestojów, które potwierdzają wejście w łowisko czegoś większego. Bywa, że jest to leszcz, ale bywa, że w łowisku przystanie szczupak. Wtedy lepiej mieć obcinkę, niż drapieżnik miałby stać i odstraszać drobnicę. Kolejny leszcz już trafia do siatki. Nie jest wielki ale, cieszy.
Pół kilogramowy bonusik 😉
Znów łowie kilka płotek, a po chwili następuje spokoj. Leszcze wchodzą w lowisko bardzo czytelnie, niemal książkowo. Kolejny bierze niemal od razu, jednak przy podbieraku wygrywa walkę i jeśli chodzi o wynik, to gospodarze na razie prowadzą 2 :1. Nie poddaje się, donęcam niewielkimi kulkami i mam kolejnego gagatka. Tym razem dobrze zapięty, trochę większy bo ok. 700 gramowy łobuziak ląduje w podbieraku.
Czas szybko leci. Oprócz tego leszcza zrywam niestety jeszcze jednego, który po krótkim holu wypina się z małego haka. Leszcze wygrywają zatem 3;2, ale wolno im, bo i tak były dziś sporą i miłą niespodzianką. Pomijając wizytę w łowisku szczupaka, który przegryzł żyłkę powyżej przyponu, to właśnie leszczyki były z pewnością głównym powodem tego, że płoteczki odskakiwały dość często. W sumie udało się złowić ponad 100 płotek i 2 leszczyki. W siatce na oko więc około 3 kilogramów. Wszystkie rybki wróciły oczywiście do wody.
Jeśli śledzicie nasz portal od jakiegoś czasu, to z pewnością zauważyliście, że dość często podnoszę temat wypierania płoci przez leszcze i krąpie z wielu mazowieckich akwenów. Wydawało się, że Potulik to będzie ostatni płociowy bastion w okolicy, ale także i tu leszcz zaczyna przejmować lokum. Niedługo chyba będzie trzeba zaalarmować organizację ekologiczne, że najbardziej pospolita rybka naszych wód jest zagrożona.;) Na razie oczywiście to żarty, ale coś w tym jednak jest;)
Wodom Cześć!
Tekst i foto : Tomek Sikorski