ZAWODY

PRZYNĘTY DIFFUSION – SKUTECZNOŚĆ CZY BAJER?

           Od początku pojawienia się na rynku smakołyków określanych mianem DIffusion, wśród wędkarzy narodziła się opinia, że tylko testy potwierdzą lub obalą mit jej skuteczności. Niektórzy pesymistycznie podchodzili do zagadnienia efektywności, stawiając tezy, że widzialność w łowiskach karpiowych jest mała, a co za tym idzie ryby kierują się innymi zmysłami niż wzrok.

Nie jest to oczywiście prawdą. W mojej ocenie karpie to właśnie typowe wzrokowce i to jak im podamy przynętę, będzie decydowało o braniu. Kluczowa jest jej prezentacja. Pomocne w tym przedstawieniu będą przynęty określane mianem „diffusion”. Co jest takiego oryginalnego w tych smakołykach? Przynęty „dyfuzyjne” uwalniają w wodzie widoczną gołym okiem fluorescencyjną chmurę. Powodują podwodny ruch i co najważniejsze pracują! Smuga, którą uwalnia taki rarytas to jej fenomen. Dzieje się tak dzięki barwnikowi, który zawarty jest w przynęcie. Barwnik oczywiście jest nie szkodliwy dla ryb i jest całkowicie biodegradowalny.

Pamiętam jak dziś jedną z moich karpiowych wypraw na pobliski karpodrom. Las wędek, jedno miejsce wolne , a brań jak nie widać tak nie widać. To ryby dyktowały w tym dniu warunki. Chwiejąca aura ze zmiennymi warunkami pogodowymi mocno odbiła się na żerowaniu. Próbować jednak trzeba. Dość sprawnie moja „methoda” poszybowała w łowisko. W koszyku pellet krylowy a na haku, a właściwie na gumce obok haka kulka diffusion micro boiles. W tym dniu ryby „olewały”wszystko, ale widząc taki rarytas pokusa była zbyt silna. Pierwsze mocniejsze przygięcie szczytówki i jest ! Karp do olbrzymów na pewno nie należał, ale kilkakrotnie na hamulcu odjechał. Chwilę później zameldował się na macie. Tego dnia złowiłem jeszcze dwie podobne sztuki. Zaznaczę, że w towarzystwie innych amatorów gruntu którzy schodzili z łowiska o kiju”.

Pierwszy karpik zasmakował w kulce Diffusion Micro Boilies.

Zawsze warto zaopatrzyć się w ochronną matę dla ryb. Koszt minimalny przy maksymalnej ochronie. 

Według mnie zarówno zapach jak i smak w tym przypadku odgrywają rolę drugorzędną. Nie jednokrotnie przekonałem się o tym wędkując na łowiskach komercyjnych w towarzystwie amatorów kulek i pelletów, którzy brań mieli po prostu mniej.

   

Karpik na metod feeder. Przynęta Diffusion Micro Chunks – hot krill.

Pamiętajmy, że przynęty Diffusion mają znaleźć zwolenników wśród łowców ryb średnich, dlatego też przeznaczone są głównie do popularnej ostatnimi czasy methody. Owszem są łowiska, gdzie wybredność ryb zmusza do zastosowania określonych smaków i zapachów, ale pierwszy plan zawsze będzie stanowić prezentacja przynęty. W połączeniu z jej pracą, daje nowe możliwości prowokacji ryb i podnosi skuteczność brań.

Ciekawą propozycją są też Jelly Boilies & Chunks oblane gęstą zalewą. Kałamarnica z pomarańczą – aromat na kapryśne ryby.

  

Przeczytałem, gdzieś przypuszczenie, że skuteczność przynęt „Diffusion” może być mniejsza w łowiskach dzikich, ze względu na czujność ryb. Pamiętać jednak należy, że dzikie łowiska po pierwsze mają zdecydowanie mniej pogłowia karpiowatych, a oprócz tego w łowiskach niekomercyjnych panuje znacznie większa presja wędkarska. Należy też wspomnieć, że w zbiornikach tego typu – zaliczę tu glinianki, starorzecza, żwirownie czy jeziora, karpie nie jedną przynętę już widziały, mają też swoje upodobania i kaprysy. „Ryby nie jeden pellet wąchały i nie z jednego haka już jadły”. Każda nowość działa jak magnes. Tu też warto sięgnąć po „ruchliwe” przynęty Diffusion, a w przypadku bardzo zarośniętego łowiska po wspomniane wyżej Jelly Boilies & Chunks. Oczywiście nie zawsze będą to potężne brania wyrywające wędkę z podpórek , ale odrobina przemyślanego podejścia do tematu i precyzji w podawaniu przynęty może poskutkować choćby takim karpikiem jak ten poniżej.

Branie nastąpiło jak tylko przestało padać.

Moja pierwsza wyprawa na dzikie karpie miała charakter dość przypadkowy. Rano zadzwonił kolega i rzucił hasło – jedziemy na dzikie karpie. Wspominając pogodę, sam zastanawiam się jak dałem się namówić na ten wyjazd. Areną naszej wędkarskiej eskapady była dzika glinianka, kształtem przypominająca angielskie łowiska. Kształt to jednak jedyny wspólny mianownik, bo rybostan oraz struktura dna pozostawiała wiele do życzenia. Mocno zarośnięte i głębokie zatoki darowaliśmy sobie od razu. Nie teraz , nie o tej porze będzie brała tu ryba. Miejsce jakie wytypowaliśmy miało średnią głębokość, ale co najważniejsze bez mocno zarośniętego dna. Zestaw z methodą powędrował do wody. W deszcz praktycznie tylko nęciliśmy łowisko wymywającym się powoli pelletem. A lało i to porządnie. Już prawie traciliśmy nadzieję na pierwszego tegorocznego „dzikuska”, kiedy szczytówka mojej wędki zaakcentowała branie. Mocne przygięcie i gwałtowne wyprostowanie szczytówki. Tak zazwyczaj biorą karasie, ale nie tym razem. Energiczny, ze względu na zaczepy i dość siłowy hol i jest! Mój pierwszy karpik z dzikiej wody. Ryba połakomiła się na dyfuzyjną przynętę. Moja szczęśliwa mina mówi chyba wszystko”.

Karpik z dzikiej wody cieszy zawsze podwójnie. 

Trzeba też pamiętać że, aby łowić skutecznie samą prezentację przynęty należy poprzeć odpowiednim przygotowaniem do wędkowania. To jednak temat na zupełnie inny artykuł.

Z wędkarskim
pozdrowieniem Marcin Cieślak

Foto: Marzena Lemańska, Paweł Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress