ZAWODY

AKCJA „SPONTAN” W OSTATNI PIĄTEK WAKACJI

                      Większość naszych wypadów na ryby jest planowana z tygodniowym wyprzedzeniem. Ustalamy gdzie jedziemy, jakie ryby będą naszym wędkarskim celem, oraz jaką metodą będziemy łowić. Generalnie nie mam nic przeciwko takiemu planowaniu, a nawet uważam że jest ono potrzebne. Ale bywają takie dni w naszych kalendarzach wędkarskich gdzie, dostajemy telefon typu :
„Siemasz , jadę na ryby , za piętnaście minut jestem u Ciebie , bądźŸ gotowy :P”
Masz chwilę na zastanowienie, ale przecież tutaj nie ma co się zastanawiać. Bierzesz wędkę, pudełko z przynętami i meldujesz się na parkingu, gdzie czeka już kompan Twojej wyprawy. Oczywiście są wyjątki od reguły, ale nie zamierzam się o nich rozpisywać. Zakładam z góry, że nas one nie dotyczą 🙂
Taki „spontan” spotkał mnie w ostatni piątek wakacji. Zadzwonił do mnie Grzesiek. Powiedział, że jedziemy nad Narew „pomachać” za drapieżnikiem. Spakowałem główki jigowe, gumy, woblery i wędkę. Podróż zleciała bardzo szybko. Grzesiek opowiadał mi o dwóch „życiówkach”, które dzień wcześniej miał na kiju, lecz nie udało się ich wyholować. To tylko rozbudziło moją wędkarską wyobraźnię, a kulminacja nadeszła, gdy ujrzałem Narew.

 

SONY DSC

Szybka fotka z ręki i do wody.

Szybka fotka z ręki i do wody.

Po ostatnich falach upałów stan wody w rzece jest bardzo niski, ale dla spinningisty to wcale nie jest zły prognostyk.
Przy niskim stanie wody, rzeka pokazuje nam to co zazwyczaj skrywane jest pod wodą. Wystające zaczepy, ułożenie kamieni, piaszczyste łachy i wszelkiego rodzaju inne przeszkody. Warto obserwować rzekę przy niżówce. Umiejętne czytanie wody i wiedza, gdzie może ustawić się drapieżnik często wynagrodzi nas rybą.
Szybko zbroimy wędki i zaczynamy wieczorno-nocne wędkowanie. Już w pierwszych rzutach ryby dają o sobie znać ciągnąc za ogonki naszych gumowych imitacji. Nie udaje się ich jednak zaciąć w tempo.
Obławiamy okolice kamienistej rafki. Rzuty na samą rafkę mijają się z celem, ponieważ przynęta grzęźnie w kamieniach i co drugi rzut wiążemy od nowa. Grzesiek stojąc na skraju starej, zalanej ostrogi zacina małego sandaczyka.
Dyskretny wieczorny chłód, cisza, słońce powoli znikające za horyzontem, to chwile skłaniające do refleksji. Mój niemal melancholijny nastrój przerywa dźwięk hamulca kołowrotka Grześka. Ma na kiju coś ładnego! Nie wiemy co to jest i na początku obstawiamy dużego sandacza. Grający hamulec to najpiękniejsza melodia dla ucha spinningisty. Ryba jest jeszcze daleko i co chwila uwalnia kilka metrów plecionki ze szpuli. Grzesiek mimo dużego zastrzyku adrenaliny, stara się zachować spokój by nie popełnić błędu i metr po metrze holuje rybę.   …………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

Walka jest niesamowita! Z sekundy na sekundę, ryba słabnie i w końcu pokazuje się przy powierzchni. To piękna rapa ! Sprawne podebranie i chwila dla reporterów 🙂

 

80 centymetrowy boleń daje sporo emocji podczas holu.

Oczywiście C&R.

Rzucamy dalej. Po kilku rzutach i ja doświadczam ulubionego dźwięku. Odjazd na kilka metrów i świeca w górę. To przyzwoity szczupak ! Nie walczy jak boleń Grześka i po 2 minutach jest już na brzegu.


 

Blisko siedemdziesiąt centymetrów cieszy oko i po chwili wraca do wody.
Po zachodzie słońca wędkujemy jeszcze dobrą godzinę. Oprócz okonia u Grześka i kilku nie zaciętych sandaczyków, nic już się nie dzieje. Postanawiamy wracać do domu.
Wypad mimo, że całkowicie spontaniczny to bardzo udany, ponieważ przyniósł dwie przyzwoite rybki. Na pewno jeszcze nie raz odwiedzimy Narew, by spotkać się oko w oko z drapieżnikami zamieszkującymi tą piękną rzekę. Czego i wam życzę. Do zobaczenia nad wodą.

Tekst: Piotrek Cieślak foto: Piotrek Cieślak, Grzesiek Wasek

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress